Czterej Mateusze zadali Pogoni spore katusze

– Myślę, że przy naszym składzie nie ma się czego bać, nie możemy patrzeć na innych, tylko trzeba grać swoje i będzie dobrze – mówił przed spotkaniem w Świebodzinie Łukasz Zaremba. Jak powiedział, tak zrobili. Zagrali swoje, bez kalkulacji i to przyniosło nawet troszeczkę zaskakujących rozmiarów wynik. Tak się złożyło, że Pogoń na jej własnym terenie wypunktowali… Mateusze. Do bramki strzeżonej przez Michała Hajdasza trafiali kolejno Hałambiec, Machaj, Herbuś i Niedźwiedź. Gol tego ostatniego był zresztą ozdobą całego pojedynku, bo tak zdobytej bramki nie powstydziłyby się żadne rozgrywki: w Polsce, Europie i na świecie.

Głogowianie od samego początku dyktowali warunki, chcąc trafić jako pierwsi, bo sami wiedzą, jak ciężko rywalizować im z przeciwnikiem, który strzela na 1:0 i później już tylko barykaduje dostęp do własnej bramki. Początkowo próby konstruowania jakiś sensowniejszych akcji pełzły na niczym. Groźniej zrobiło się po upływie pierwszych 10 minut. Najpierw grający na prawej pomocy Karol Fryzowicz dograł do czyhającego w polu karnym na podanie Łukasza Ochmańskiego, jednak ten, choć miał chwilę czasu na przyjęcie i oddanie strzału, przymierzył niecelnie. Równo z pierwszym kwadransem futbolówka znalazła drogę do bramki. Na połowie przeciwnika zaczął Mateusz Machaj, który oddał piłkę Ochmańskiemu. Ten, będąc naciskanym przez rywali chyba sam wiedział, że nic nie poradzi i wycofał gałę na 20 metr, gdzie dobiegał Mateusz Hałambiec. A że pomocnik Chrobrego ma kopyto, a nie nogę, to Michał Hajdasz niewiele miał przy tym wszystkim do powiedzenia. Później na strzał z okolic narożnika pola karnego zdecydował się Machaj, lecz tym razem górą był Hajdasz, choć na raty. Na raty interweniował też Łukasz Zaremba po uderzeniu z rzutu wolnego w wykonaniu Tomasza Cenina. Na szczęście w jego pobliżu nie było kogoś z Pogoni, kto zamykałby całą akcję. Ten stały fragment gry to w zasadzie jedyna sytuacja w tej części gry, po której w głogowskim polu karnym zrobiło się goręcej.

Po zmianie stron przez okres kilkunastu minut do głosu coraz śmielej dochodzili gospodarze. W tym okresie postawa pomarańczowo-czarnych przypominała pewien boiskowy bałagan i minęło trochę czasu, zanim ci poogarniali tematy. Wszystko uspokoił niemalże osamotniony Machaj w 61 minucie, który, po dośrodkowaniu Konrada Kaczmarka, strzałem głową z bliska pokonał Hajdasza. 7 minut później było 3:0 i już po meczu. O dziwo z przodu znalazł się Mateusz Herbuś, którego dobrym podaniem uruchomił Ochmański. Nowy kapitan MZKS-u wyszedł na czystą pozycję i dosyć spokojnym, płaskim uderzeniem położył na glebie Hajdasza. Chwilę później, dokładnie w 72 minucie, Zaremba skapitulował. Zaczęło się od stałego fragmentu gry, po którego wykonaniu Dariusz Nazar znalazł się blisko bramki, a w takiej sytuacji trudno o pomyłkę. Sprawę załatwił silnym strzałem. Jak się później okazało, był to tylko gol honorowy dla gospodarzy, których w 79 minucie, w 180 sekund po wejściu na murawę, dobił Mateusz Niedźwiedź. Nawet trudno oddać w słowach wyjątkowość tego gola, bo nieczęsto ogląda się bramki zdobywane z ok. 30 metra, z woleja, w dodatku niemal w samo okienko.

Po tym meczu Chrobry umocnił się na pozycji lidera, powiększając przewagę nad drugą w stawce Celulozą do dwóch punktów. W sobotę kolejny trudny rywal: Motobi Kąty Wrocławskie, z którym pojedynek odbędzie się na stadionie przy Wita Stwosza (godz. 17:30).