Dramaturgia

Kolejka 27 – 26.05.2007

1:0
Chrobry Głogów 1:0 (1:0) Zagłębie II Lubin

1:0 Milkowski 17’

Chrobry: Cuper – Herbuś, Plewko, Papuszka, Nitkiewicz, Rola ( 57’ Druciak), Trznadel, Kwiatkowski ( 66’ Niedźwiedź), Milkowski, Szuszkiewicz ( 85’ Pieniążek), Sybis

Żółte kartki (Chrobry): Papuszka, Trznadel, Sybis, Niedźwiedź

Czerwone kartki:

Sędzia: Jacek Lis (Katowice)

Widzów: 500 (gości 0 – zakaz)

Kolejka 27 – 26.05.2007

1:0

Chrobry Głogów 1:0 (1:0) Zagłębie II Lubin

1:0 Milkowski 17’

Chrobry: Cuper – Herbuś, Plewko, Papuszka, Nitkiewicz, Rola ( 57’ Druciak), Trznadel, Kwiatkowski ( 66’ Niedźwiedź), Milkowski, Szuszkiewicz ( 85’ Pieniążek), Sybis

Żółte kartki (Chrobry): Papuszka, Trznadel, Sybis, Niedźwiedź

Czerwone kartki:

Sędzia: Jacek Lis (Katowice)

Widzów: 500 (gości 0 – zakaz)

Mecz z rezerwami Zagłębia uchodził za jedną z najbardziej decydujących batalii o pozostanie w III lidze. Po niesamowicie dramatycznym pojedynku, choć sam wynik zupełnie o tym nie świadczy, wygraliśmy… I choć pewnego pozostania na tym froncie w dalszym ciągu nie mamy, to jednak sobotnia inkasacja kompletu punków jest milowym wręcz krokiem, jaki piłkarze Chrobrego zrobili w tym kierunku. Brawo!

Od pierwszego gwizdka sędziego głogowianie ruszyli na bramkę przeciwnika. Mimo żarzącego słońca, czynili to z pełną werwą, nie pozwalając rywalom na opuszczenie własnej połowy. Huraganowe ataki nie przyniosły co prawda momentalnie większego pożytku, ale postawa Chrobrego cieszyła i budowała. W 5. minucie na strzał z dystansu zdecydował się Trznadel, jednak golkiper Zagłębia sparował uderzoną przez niego futbolówkę na rzut rożny. 8 minut później szczęścia próbował Kwiatkowski mocno przymierzając z narożnika pola karnego. Mocno i zarazem sprytnie, gdyż piłka zmierzała w krótki róg. Stojący między słupkami Wójcik tylko w sobie wiadomy sposób zdołał jej sięgnąć. W międzyczasie obejrzeliśmy świetne dośrodkowania z obu stron boiska i tylko pech sprawił, że te nie zostały zamienione na celne trafienia. Co się odwlecze to nie uciecze… Stare porzekadło znalazło swoje odzwierciedlenie w 17. minucie trwania meczu. Defensywa lubinian musiała się w końcu pogubić. I pogubiła. Milkowski znalazł się w sytuacji „sam na sam” z Wójcikiem i pięknym, jakże spokojnym lobem pokonał wychodzącego ze swojej bramki golkipera Zagłębia. Chrobry był w pełni usatysfakcjonowany prowadzeniem, co jednocześnie wyraźnie przełożyło się na boiskowe poczynania. A szkoda, bo „pomarańczowo-czarni” mogli starać się pójść za ciosem, tak by dobić wyraźnie nie radzących sobie podopiecznych Wiesława Wojno, a tym samym nie fundując zgromadzonym kolejnej wybitnie nerwowej końcówki. Tymczasem tempo gry ewidentnie siadło, rywale zdołali posiąść optyczną przewagę i chociaż nasi zawodnicy w pełni kontrolowali poczynania w defensywie, to jednak nie bardzo byli skorzy do konstruowania jakiś sensownych akcji. To mogło się zemścić w końcowych elementach tej części gry, bowiem dopiero wtedy od czasu pierwszej bramki zrobiło się ciekawie. Ciekawie i niebezpiecznie. Wszystko zaczęło się od Cupera, który nie zdołał złapać uderzonej przez rywala piłki, niefortunnie wybijając ją przed siebie. Tam na szczęście nie było gracza Zagłębia, który mógłby postawić kropkę nad „i”, a po zamieszaniu futbolówka została wybita na róg. Ten został zamieniony na niezwykle precyzyjne dośrodkowanie do zawodnika stojącego na środku pola karnego. Silne uderzenie główką, przy którym Cuper nie miał nic do powiedzenia, minimalnie przeszło ponad poprzeczką. Na tym I połowa się kończy. Połowa, z której zdecydowanie więcej mieli gospodarze, ale też połowa, która jakoś specjalnie nie zapowiadała spokojnego wyczekiwania 90 minuty.

Drugie 45 minut mogło zostać wyreżyserowane na kilka sposobów, biorąc pod uwagę zarówno kilkubramkowe prowadzenie głogowian, jak i… doprowadzenie do wyrównania przez gości, jakkolwiek dziwnie to brzmi. Ale po kolei. W 59. minucie Milkowski wbiegł w pole karne i oddał „gałę” do lepiej ustawionego, nabiegającego na drugi słupek, partnera. To znaczy chciał oddać, bo ta zamiast do niego, trafiła wprost pod nogi rywali. Z kolei w 66. minucie przed golkiperem przyjezdnych znalazł się Druciak, jednak piłka niefortunnie mu odskoczyła, przez co uderzył nieczysto i obok słupka. Rywale odpowiedzieli przede wszystkim groźnymi uderzeniami i dośrodkowaniami z bocznych sektorów boiska. W obu przypadkach dobrze spisał się Cuper, choć i trochę szczęścia dopisało… Najpierw przerzucił piłkę ponad bramką, następnie wybił ją do góry, ta zdążyła jeszcze opadając odbić się od zewnętrznej części poprzeczki i dopiero wtedy opuściła plac gry, co jednocześnie uniemożliwiło stojącemu dosłownie przy linii bramkowej graczowi Zagłębia wpakowanie jej do pustej bramki. Niesamowita dramaturgia towarzyszyła końcowym minutom pojedynku. Milkowski w swoim stylu zakręcił kilkoma obrońcami gości tak, że ci nawet nie wiedzieli co, gdzie, jak i kiedy, a znajdując się w obrębie pola karnego zdecydował się na uderzenie. Futbolówka jednak przeszła niewiele ponad bramką. Po chwili w sytuacji „sam na sam” z Wójcikiem znalazł się tym razem Plewko, lecz jego strzał z ostrzejszego kąta zdołał wybić broniący barw MKS-u golkiper. Inną szansę na podwyższenie rezultatu zaprzepaścił Pieniążek, a uczynił to w iście oryginalny sposób. Miał przed sobą tylko bramkarza lubinian, zamiast pociągnąć do końca czy też strzelić na kilka różnych, nazwijmy to „cywilizowanych”, sposobów, wybrał ten najbardziej efektowny, ale zarazem najgorszy. Jego „nożyce” posłały futbolówkę Panu Bogu w okno. W odpowiedzi Zagłębie, które jako kolejna ekipa mogła skarcić Chrobrego za fatalną skuteczność. W tej sytuacji wielkie ukłony w stronę Cupera, który dwukrotnie w ostępie kilku sekund broni uderzenia rywali z najbliższej odległości. Przywołajcie sobie z pamięci finał Ligi Mistrzów, w którym Jerzy Dudek w dogrywce ratował skórę swojej drużynie broniąc strzały Schewcznki, bo to, co działo się przy Wita Stwosza, miało wiele wspólnego z widowiskiem sprzed dwóch lat. Przez doliczony czas gry miejscowi już bardziej kontrolowali całość poczynań, dosyć skutecznie blokując zapędy Zagłębia, przez co korzystny wynik udało dowieźć się do końca.

Zasłużone, ale nie bez trudu wywalczone zwycięstwo i jedynie ten fakt martwi. Zagłębie było najsłabszą ekipą spośród wszystkich, jakie gościły wiosną na stadionie w Głogowie, przez co wynik mógł i powinien być o wiele wyższy. Fatalna skuteczność naszych piłkarzy po raz kolejny funduje zgromadzonym prawdziwy horror w końcówce i jeśli nic w tym względzie się nie zmieni, jedna karetka pogotowia zawsze obecna podczas zawodów nie wystarczy… Nic to. Jest zwycięstwo, jest radość, BĘDZIE UTRZYMANIE!

Negatywną częścią widowiska był zdecydowanie arbiter główny. Jacek Lis z Katowic kompletnie nie panował nad tym, co dzieje się na boisku. Gracze z Lubina nie byli nic w stanie ugrać pod bramką Cupera, więc nadrabiali ostrą grą, która wielokrotnie kładła głogowian na murawę, a która powinna być nagradzana kartkami. Nic z tych rzeczy… Ten swoją prowokacyjną postawą dawał wyraźny sygnał zawodnikom, że faulować po prostu można. Dla tego pana III liga to zbyt wysokie progi.
Natomiast pozytywny aspekt, który należy odnotować, oprócz samego zwycięstwa, to doping na dwie strony ;-).