Druga liga wisi na włosku, właściwie to już opada w dół

Trzebnica to stosunkowo niewielkie, kilkunastotysięczne miasteczko w otoczeniu miłego dla oka, wzgórzystego krajobrazu, z zabytkowym kościołem, ośrodkiem rehabilitacyjnym dla młodzieży z całego województwa, wysokiej renomy kliniką w pobliżu i naturalnym wzniesieniem, z którego widać panoramę całego miasta. Także z Polonią, bo w chwili obecnej to drużyna, która może być powodem do dumy dla mieszkańców Trzebnicy. Podopiecznym Ireneusza Mamrota w Głogowie dopisało troszeczkę szczęścia, ale cały zespół zagrał przede wszystkim mądrze. Jak jedność. Wbił Chrobremu naprawdę spory gwoźdź w plecy, tym samym przybliżając klub do poniesienia największej porażki ostatnich lat. Bo brak awansu, przy takiej kadrze i warunkach, należy tak nazwać.
W środowej potyczce głogowianie tracili gole w najgorszych momentach: zaraz po wznowieniu gry, do szatni i w chwili, gdy wyrównująca bramka wisiała w powietrzu.

Gracze Chrobrego fatalnie weszli w mecz. Ze środka rozpoczęli goście, miejscowi tylko na chwilę chwycili piłkę, bo zaraz ją stracili. Ta z prawej strony powędrowała w pole karne, a całość zamykał nabiegający na nią, pozostawiony właściwie bez opieki Edwin Kuszyk. To głupio stracona bramka. Trzebniczanie zrobili pomarańczowo-czarnych jak dzieci. Moment dekoncentracji w tak ważnym pojedynku, i to z jego początkiem, nie ma prawa się zdarzać.
Wyrównanie mogło paść szybko. W 8. minucie prawą stroną popędził 19-letni Konrad Kaczmarek, zacentrował w pole karne, a piłkę głową uderzał znajdujący się nieopodal dalszego słupka Michał Bukraba. Zmierzającą w samo okienko gałę w sobie wiadomy sposób ponad poprzeczką przerzucił doświadczony, bo 42-letni Marek Siemiątkowski. 10 minut później mocno z rzutu wolnego przymierzył Mateusz Hałambiec, ale goalkeeper Polonii znów pozostawał na to niewzruszony. Dalsze minuty to jakieś zawieszenie się podopiecznych Janusza Kubota, którzy rzadko stwarzali coś groźnego pod twierdzą Siemiątkowskiego. Dłuższy przestój skończył się na golu przyjezdnych na dwie minuty przed gwizdkiem kończącym tę część pojedynku. Po wykonaniu stałego fragmentu gry, chyba dość przypadkowo skierowana w światło bramki piłka wpadła do niej tuż przy słupku obok nieco zaskoczonego Łukasza Zaremby.

Drugą osłonę podopieczni Kubota zaczęli z pełnym animuszem. Już w 48. minucie przed świetną szansą stanął Konrad Węglarz, który wyszedł na czystą pozycję i z trochę ostrzejszego kąta uderzył mocno, chcąc aby gała „przebiła” samo okienko, jednak ta opuściła plac gry. W 54. minucie po wrzutce z rzutu rożnego strzelał głową Mateusz Niedźwiedź. Niby dość niegroźnie, a mimo tego opadająca futbolówka prawie wszystkich zaskoczyła. Prawie, bo uderzyła o górną część poprzeczki. Pięć minut później do dania z siebie jeszcze więcej poderwał zdobyty głową gol Piotra Błauciaka. Kapitan pomarańczowo-czarnych ciesząc się, wściekle mobilizował swoich partnerów z zespołu, w czym pomagało jeszcze gromie „jeszcze jeden” niosące się z każdej strony stadionu. Zrobiła się wrzawa, a Chrobry jeszcze bardziej zdecydowanie zaczął szturmować bramkę przyjezdnych. W 62. minucie w jednym ze swoich pierwszych rajdów ładnie lewą stroną popędził Karol Janik, zostawiając rywali za sobą, mocno dograł jakby idealnie na nabiegającego na krótki słupek Węglarza, po którego główce piłka przeszła tuż obok. Kilkanaście, może kilkadziesiąt sekund później kontra trzebniczan okazałą się zabójcza i szybko zrobiło się 1:3. Zarembę pewnie pokonał Przemysław Stasiak.
– Ależ ulga, bo już było bardzo gorąco – komentowali rozgrzewający się za bramką rezerwowi Polonii.
Jeszcze w 73. minucie trafić mógł Niedźwiedź, gdyby nie kolejna świetna parada Siemiątkowskiego, raz jeszcze przerzucającego gałę ponad bramką. Z kolei na siedem minut przed ostatnim gwizdkiem, przed dogodną sytuacją stanął czający się na 15, 20 metrze Mariusz Wolbaum, do którego trafiła wybita przez graczy Polonii piłka. Przymierzył mocno, ale niecelnie.
Im mniej czasu pozostawało do końca, tym coraz mniejsza werwa po stronie głogowian. Ostatnie minuty odpuścili niemal całkowicie. Nie to, że nie chcieli, ale rozsądek podpowiadał, że stało się, nic już nie da się zrobić. Że to koniec.

Polonia nie miała przewagi w posiadaniu piłki, rzadko atakowała, stworzyła sobie chyba dokładnie cztery sytuacje, z których większość wykorzystała, ale co z tego? Punkty rozdaje się nie za wrażenia, nie za walory estetyczne. Wygrywa ten, kto strzela. A celniej uderzała Polonia.