Górnicy na kolanach

Górnik Wałbrzych zalicza wielką wtopę i ponosi pierwszą klęskę na wyjeździe. Z kolei piłkarze Chrobrego wychodzą z ciężkiej opresji. W meczu o życie nie zawiedli blisko trzech tysięcy zgromadzonych na Wita Stwosza swoich fanów i rozłożyli liderujących wałbrzyszan na łopatki. Wynik 4:1 to surowa lekcja dla Górnika, ale podopieczni Roberta Bubnowicza niewiele zrobili w tym kierunku, by było inaczej. 4:1 to także chyba bardzo donośne wołanie Chrobrego o awans. Bo kto wie, może to był właśnie ten kluczowy moment.

Obie strony nie wyszły na plac gry w swoich najsilniejszych składach. W Górniku nie zagrał podstawowy goalkeeper Damian Jaroszewski, który tego dnia brał ślub, a także Tomasz Wepa i Marek Wojtarowicz (obaj zdobyli po jednym golu). Z kolei w szeregach Chrobrego nie mogli wystąpić kontuzjowani Arkadiusz Sojka i Michał Bała, a Piotr Błauciak, choć walczył, to jednak po urazie, który wyeliminował go z paru zajęć w tym tygodniu.

Już w 12. minucie najbliższe osiedla głogowskiego stadionu usłyszały wrzawę trzytysięcznej publiczności. Konrad Węglarz znalazł się w sytuacji sam na sam z rezerwowym bramkarzem Górnika Rafałem Wodzyńskim, pewnie kierując piłkę do bramki. W 37. minucie było już 2:0 i znów za sprawą popularnego „Węgla”. Po rzucie rożnym wałbrzyszanie ratowali sytuację wybiciem gały poza obręb pola karnego, ale w odpowiednim miejscu o odpowiedniej porze znalazł się właśnie napastnik Chrobrego, który, niewiele się namyślając i w ogóle nie kalkulując oddał silny strzał, tym samym zdobywając swoją bramkę nr 11 w tym sezonie, która daje przewodzenie w klasyfikacji najlepszych strzelców ligi.

Goście nie radzili sobie kompletnie. Chrobry miał ich w garści już w pierwszej części i groźnie zrobiło się tylko w 63. minucie, gdy ręką w polu karnym zagrał Piotr Błauciak, wobec czego sędzia nie pozostał obojętny. Futbolówkę na 11. metrze ustawił doświadczony Piotr Przerywacz, by po chwili przekonująco pokonać Łukasza Zarembę. Gdy wydawało się, że Górnik pójdzie za ciosem, Chrobry nadal zdawał się kontrolować boiskowe poczynania. Wyraz tego dał w 78. minucie. Po wrzutce z prawej strony i minięciu się Wodzyńskiego z piłką, do tej dopadł Paweł Woźniak, umieszczając ją w zasadzie w pustej już bramce. Wychowanek Chrobrego od razu popędził w stronę sektora z najzagorzalszą częścią publiki. Pod wpływem emocji próbował nawet zdjąć koszulkę, ale koledzy z zespołu szybko wybili mu to z głowy, tym samym chroniąc przed żółtym kartonikiem. Po chwili raz jeszcze zbliżył się do trybun i kilkukrotnym gestem pokazał swoje przywiązanie do klubu. W końcówce blisko szczęścia był jeszcze m.in. Radosław Kałużny, który minimalnie chybił próbując wstrzelić się głową. Ostatnie słowo należało do Łukasza Filipiaka. Pomocnik MZKS-u na skrzydle minął rywali, wbiegł w pole karne i jakby nigdy nic założył przysłowiowe sito bramkarzowi Górnika. Jesienią nie pograł za wiele z uwagi na kontuzję, wiosną wystąpił po raz pierwszy właśnie przeciwko wałbrzyszanom, co musiało mieć dla niego szczególne znaczenie. I chyba miało, bo z radości udał się aż po same trybuny, co naturalnie przypłacił żółtą kartką. Ale czym ona jest wobec tego, czego byliśmy świadkami w sobotę.

Piłkarze Chrobrego w wielkim stylu powrócili do gry. Jeśli wygrają w środę w Iłowej, do wałbrzyszan będą tracić 5 punktów. Ponadto, pokonując Górnika, stali się pierwszą póki co ekipą trzeciej ligi, która zabrała wałbrzyszanom komplet oczek na własnym terenie. Do meczu w Głogowie, zespół Bubnowicza miał bowiem na swoim koncie zero klęsk na wyjazdach. Teraz mają jedną, wciąż tylko jedną, ale jakże bolesną. Co ważniejsze, jak najbardziej zasłużoną.