Mariusz Wolbaum: nie żałuję ani jednej spędzonej tu minuty

Nie zdążył rozegrać kilku spotkań w barwach Chrobrego, a na trybunach już pojawiały się głosy, że ten chłopak jeszcze kiedyś zajdzie dalej, dużo dalej. Mariusz Wolbaum, bo o nim tu mowa, ma za sobą udaną rundę jesienną, więc jeśli przekonuje, że on i jego koledzy w najbliższych kilku tygodniach dadzą z siebie maksimum, to na słowo wierzymy.
– Dla nas każdy mecz będzie jak finał. Zrobimy wszystko, co w naszej mocy, aby wywalczyć drugą ligę – zapowiada 21-latek.
Były zawodnik Tęczy Krosno Odrzańskie w tegorocznych sparingach asystował przy kilku bramkach, więc są podstawy ku temu, by twierdzić, że właśnie on może stać się jednym z głównych aktorów zbliżającej się rundy wiosennej. Co prawda w grach kontrolnych nie zawsze występował obok partnerów z podstawowej ekipy, ale chyba tylko dlatego, że pierwszy mecz, na skutek nadmiaru kartek, musi odpauzować, więc trener Janusz Kubot próbował opcji z Adamem Filbierem na jego pozycji.

Zacznę od samego początku. Jeszcze nie było okazji spytać Cię czy długo zastanawiałeś się nad propozycją złożoną przez Chrobrego, bo wiem, że Twój kolega z Tęczy, Mateusz Hałambiec, wahał się, aby poczynić krok w tę stronę?
– Ja też zastanawiałem się bardzo długo. Po namowach trenera i właśnie Mateusza przyjechałem po raz pierwszy w jeden piątek lipca, pokazując się na dwóch treningach i sparingu. Chciałem jednak wybrać jakąś szkołę, zacząć studia i wcale nie myślałem o przeprowadzce do Głogowa. Trener Kubot jednak nie odpuszczał. Wydzwaniał do mnie, nawet do moich rodziców, często namawiał mnie także sam Mateusz, by raz jeszcze spotkać się ze szkoleniowcem, porozmawiać. Ostatecznie zdecydowałem się przyjechać ponownie i już zostałem.

W tym okresie miałeś jeszcze jakieś inne propozycje?
– Dzwonili do mnie także prezes i menadżer Polonii Słubice, ale w tym przypadku w grę wchodziły testy i nic więcej.

Więc jakieś konkretne argumenty musiały mieć wpływ na to piłkarskie „tak” dla Chrobrego?
– Mateusz bardzo chwalił trenera, który potrafi przygotować zawodników. Wspominał też o dobrej, perspektywicznej drużynie. W znacznej mierze na podjęcie pozytywnej decyzji wpływ miała głogowska baza sportowa.

Jesienią byłeś mocnym punktem zespołu, a osoby bardziej wgłębiające się w boiskowe poczynania wróżą Ci karierę w zdecydowanie wyższej lidze. Zakładając, że te pozytywne opinie docierają do Ciebie, to skromnie odpowiesz, że zawsze może być lepiej czy jesteś świadom swoich umiejętności, a grać wyżej to Twój cel?
– Powiem szczerze, że w momencie przyjścia do Chrobrego, nawet nie byłem przygotowany. To wszystko stało się w biegu, na dwa tygodnie przed startem ligi. Pierwsze mecze grałem na świeżości, jednak później już trochę zabrakło, choćby asyst. Z drugiej jednak strony to była moja pierwsza runda na lewej stronie, więc poniekąd sam byłem zadowolony z tego, co pokazuję. A marzenia? Te na pewno mam. Chciałbym kiedyś zagrać w najwyższej klasie rozgrywkowej, ale zobaczymy jak to wszystko się potoczy. Na razie skupiam się na awansie z Chrobrym, nie wykluczając przy tym, że pozostanę w Głogowie na dłużej.

A czy wiesz, że w plebiscycie Gazety Wrocławskiej, w którym głos mają nie kibice, a eksperci złożeni z piłkarzy, działaczy i dziennikarzy, znalazłeś się w gronie 26 najlepszych zawodników na Dolnym Śląsku podczas gdy pozostali wyróżnieni to w zdecydowanej większości albo gracze Śląska Wrocław, albo Zagłębia Lubin?
– Teraz to mnie zaskoczyłeś. Przyznam szczerze, że nie natknąłem się na takie wyróżnienie. To bardzo miłe. Nawet bym się nie spodziewał, że ktoś mógłby mnie w ten sposób dostrzec.

Spotkałem się też z opinią, że jesteś osobą w całości nastawioną na futbol. Trochę naciągane czy sama prawda?
– Miałem w życiu pewne wahania co do tego, czy rzeczywiście postawić na piłkę. Byłem w Gorzowie, gdzie nie powiodło mi się. Po powrocie, w Krośnie, nie będąc odpowiednio przygotowanym, też nie miałem dobrego okresu. Wówczas byłem nastawiony na szkołę, studia. Do zmiany decyzji przekonał mnie trener Kubot i wraz z przyjściem do Chrobrego, szkoła i cała reszta poszły w odstawkę. W tym momencie na pierwszym miejscu jest piłka.

Czyli już od małego uganianie się nie za dziewczynami, a za piłką?
– Odkąd pamiętam, ganialiśmy za piłką po podwórku. Mieszkam w małej miejscowości pod Krosnem Odrzańskim, gdzie mieliśmy A-klasową drużynę. Pod blokiem robiliśmy sobie bramki i przez cały dzień liczyła się tylko piłka. Pamiętam, jak swego czasu złamałem rękę. Poryczałem się, bo przez to nie mogłem grać w juniorach. Wszyscy wokoło powtarzali, żebym przestał, odpuścił, ale ja swoje. Futbol w moim życiu zawsze znajdował zaszczytne miejsce.

Wertowanie informacji z innych krajów, lig, oglądanie w telewizji spotkań piłkarskich czy raczej skupianie się na swojej grze, swojej drużynie i lidze, w której walczy się o punkty?
– Wszyscy przede wszystkim skupiamy się na sobie. Robimy dobrą robotę, bo przygotowujemy się praktycznie od grudnia. Cel jest jasny, musimy awansować, więc do każdego meczu będziemy podchodzić jak do finału. Wiadomo jednak, że patrzy się w inne miejsca, inne ligi i po cichu marzy, aby zagrać gdzieś wyżej. Takim nadrzędnym celem zawsze jest reprezentacja Polski, ale to bardzo odległe sprawy, więc póki co ciężki trening, a co się z tego urodzi, to czas pokaże. Osobiście jestem na bieżąco z tym, co dzieje się w innych ligach. Spójrzmy na taką ekstraklasę i przyrównajmy ją do siebie. My tracimy do Górnika Wałbrzych osiem punktów, a ile tracił ich Lech Poznań do Wisły Kraków i Legii Warszawa? Też osiem. Minęły trzy kolejki i ma już ich w zasięgu na zaledwie dwa punkty. Swoje posady utracili trenerzy Legii i Wisły, więc, jak widać, wszystko może się zdarzyć. I my nie jesteśmy na straconej pozycji.

W swojej karierze otarłeś się już o pierwszą ligę, gdy zostałeś ściągnięty do ówczesnego beniaminka z Gorzowa. Ktoś spojrzy na statystyki, zobaczy zero występów i wyda opinię, że całkowicie nie wyszło, skoro już wiosną grałeś dwie ligi niżej, ale jak było naprawdę?
– Przed przygodą w Gorzowie, od pierwszych minut grałem praktycznie tylko jesienią, mając bardzo dobrą rundę w czwartej lidze. Przejście do Gorzowa było zbyt dużym przeskokiem. Zostałem rzucony na zbyt głęboką wodę. Na testach wypadłem dobrze, ale po pierwszych czterech meczach zostałem wyrzucony. Zmienił się trener i już do końca nie dostawałem szansy. To było więc pół roku spisane raczej na straty. Chyba chciałem za szybko zagrać tak wysoko, przez co nic nie wypaliło.

Nic z pożytecznej lekcji?
– To nie tak. Mimo wszystko nie żałuję, bo miałem okazję przekonać się na własne oczy, jak pierwsza liga wygląda z bliska. Na pewno trochę jednak na tym straciłem, bo przecież żaden trening nie zastąpi meczowej rywalizacji.

W rundzie jesiennej zdobyłeś jedną bramkę. Akurat przeciwko kolegom z Tęczy. Przypadek czy w tym spotkaniu szczególnie zależało Ci na pokazaniu się z jak najlepszej strony?
– Tak naprawdę to zdobywanie bramek miałem w planach. Jest jednak coś takiego, że jak przyjeżdża twój macierzysty klub, to zawsze jest ciśnienie, chęć pokazania się. I my, razem z Mateuszem, spinaliśmy się na rywalizację z Tęczą. Identycznie będzie wiosną. Można nawet powiedzieć, że to taki najważniejszy mecz w rundzie.

Od początku okresu przygotowawczego trenujecie bardzo intensywnie, dwa razy dziennie. Dla głogowskich piłkarzy to jest jakaś nowość. A czy Tobie zdarzało się już pracować równie mocno?
– Dla mnie to też coś zupełnie nowego. Pierwszy raz spotykam się z tak mocną pracą, z czymś takim jak sport-tester. Choć do klubu powracaliśmy w styczniu, to treningi zaczęliśmy tak naprawdę już w grudniu, bo każdy z nas biegał indywidualnie. To ciężki okres, ale myślę, że to zaowocuje i dogonimy Górnika.

Pojawiają się drobne urazy, ponaciągane mięśnie, a co za tym idzie obawy, że w rozgrywki ligowe wejdziecie zbyt przemęczeni.
– Myślę, że niesłusznie. Nawet na zmęczeniu powinniśmy sobie poradzić, jeśli każdy da z siebie 100 procent. Zresztą, nawet na podstawie sparingów można wydać opinię, że wyglądamy dobrze. Może i wyjdziemy na pewnym zmęczeniu, ale nie obawiałbym się tego, że w którymś momencie zabraknie sił. Ja sam jesienią grałem na świeżości i pierwsze mecze miałem naprawdę dobre. I tylko pierwsze, bo później było już nieco gorzej, zabrakło asyst, sił.

Nie zbieram od piłkarzy deklaracji w stylu „tak, uda się, awansujemy”, bo wiadomo, że może być różnie, ale czy czujecie się na siłach, by sprostać ogromnej presji ze strony kibiców, być takimi rycerzami wiosny z wygrywaniem meczu za meczem?
– Jesteśmy w stanie temu podołać ciężką pracą. W meczach sparingowym rywalizowaliśmy jak równi z równym z ekipami wyższych lig, nawet tej pierwszej. Morale są wysokie, lecz wszystko zweryfikuje liga. Ciężko cokolwiek przewidzieć, ale zapewniam, że zrobimy wszystko, co w naszej mocy.

W szatni przewijają się takie słowa, jak „awans”, „8 punktów”, „Górnik Wałbrzych” czy jednak staracie się unikać tematu, by póki co nie zaprzątać sobie tym głowy?
– Jeszcze nie. Jak liga już ruszy, to na pewno. Nie musimy jednak oglądać się na innych. Musimy patrzeć przede wszystkim na siebie i wygrywać mecze.

Dobra, a co mi tam. Konkretne pytanie, konkretna odpowiedź. W czerwcu świętujemy awans po latach czy płaczemy?
– My damy z siebie wszystko. Chciałbym, aby się udało. Naprawdę, chciałbym. Nie mogę jednak nic obiecywać, bo teraz coś powiem, a w czerwcu, nie daj Bóg, nie wejdziemy do drugiej ligi i kibice na pewno nie byliby zadowoleni z tego, że padła obietnica bez pokrycia.

Zauważyłem, że trzymacie się blisko z Mateuszem Hałambcem. Dobrzy znajomi?
– Znamy się nie od dzisiaj, pochodzimy z jednej miejscowości, dlatego staramy się trzymać razem. Dzielimy też mieszkanie w Głogowie. Zresztą, blisko stadionu.

Na wolne niedziele wracacie do rodzinnego Krosna Odrzańskiego czy nudzicie się w Głogowie?
– Co prawda w Głogowie się nie nudzimy, ale przeważnie w sobotę wyjeżdżamy do siebie. Mateusz ma tam dziewczynę, ja rodzinę, więc mamy do kogo wracać, by spędzić miło czas, zregenerować się przed kolejnym tygodniem ciężkich treningów.

A jak staracie organizować sobie wolny czas tu, w Głogowie?
– W tej chwili to za dużo go nie mamy. Na trening wychodzimy z rana, wracamy z niego wieczorem. Jeśli jednak mamy te kilka godzin luzu, to zawsze coś wykombinujemy. Pójdziemy na basen, na starówkę zjeść obiad czy kolację, spotkać się z kolegami z drużyny.

A może ktoś z Twoich bliskich czasami zamienia Krosno na Głogów, by zobaczyć Cię w akcji na boisku?
– Chyba na wszystkich meczach był mój brat oraz tata i są pod wielkim wrażeniem tego, jak to wszystko się odbywa. Kupili sobie nawet klubowe szaliki i podążają za Chrobrym, także wtedy, gdy ten gra poza Głogowem. Wiem, że teraz wybierali się do Iłowej. Otrzymałem też zapewnienie, że kiedyś na trybunach w Głogowie pojawi się cała rodzina, łącznie z mamą. Na brak wsparcia nie mogę więc narzekać.

Na jak długo związałeś się z Chrobrym?
– Bardzo długo, bo podpisałem pięcioletni kontrakt.

Na chwilę obecną rzeczywiście chciałbyś tu dłużej pobyć czy w przypadku pojawienia się jakiejś szansy na coś więcej, wykorzystać ją?
– Zobaczymy jak to wszystko się potoczy. Jeśli będzie awans, to naprawdę nie musiałbym nigdzie odchodzić. Wiadomo, że każdy ma swoje aspiracje, cele, marzenia, ale mamy tutaj wszystko, na nic nie możemy narzekać, więc nie wykluczam dłuższej przygody z Chrobrym. Długo się wahałem, czy rzeczywiście spróbować w Głogowie, ale teraz wiem, że nie żałuję ani jednej minuty tu spędzonej.