Znaleźli swój właściwy rytm?

W rundzie jesiennej niemal każda drużyna, jaka przyjeżdżała do Głogowa, miała niesamowicie ciężko, a przede wszystkim nic albo niewiele do powiedzenia. Początek wiosny w wykonaniu Chrobrego był dosyć oporny, ale wydawać by się mogło, że zespół rozkręca się coraz bardziej i wreszcie znalazł swój własny, efektowny styl, który był dla niego charakterystyczny w poprzednim roku czy z początkiem nowego, przy okazji spotkań sparingowych. A jeśli jeszcze to nie jest ten moment, to ekipa Janusza Kubota w swych poszukiwaniach jest bliska, bardzo bliska celu.

Już w 11. minucie goście musieli wyciągać piłkę z siatki. W pole karne dośrodkował Michał Bukraba, a całość zamknął nabiegający na posłaną piłkę Łukasz Filipiak, przy którego silnym uderzeniu głową Tomasz Kowalczyk mógł tylko bezradnie rozłożyć ręce. Nie minęło 120 sekund, a zrobiło się 2:0. To była niemal kopia sytuacji sprzed chwili, tyle że z innymi postaciami w rolach głównych. Tym razem, po wrzutce Mariusza Wolbauma, przysłowiową kropkę nad „i” postawił Mateusz Niedźwiedź. Głogowianie w pełni zaczęli panować na boisku. Pełno było ich na połowie przyjezdnych, a przy tak śmiałej postawie miejscowych kolejnie trafienia musiały być kwestią czasu. W 30. minucie piłkę w oddalonym o ponad 20 metrów od bramki miejscu ustawił Matuesz Hałambniec, a jak ten zawodnik podchodzi do rzutu wolnego, to z góry wiadomo że za moment w kierunku bramki wystrzeli petarda. Wystrzeliła, wreszcie celnie, goalkeeper Promienia był bez cienia szansy. To pierwszy gol Hałambca w tym sezonie. Ważny, bo łamiący jego fatalną serię podobnych uderzeń kończonych na słupkach czy poprzeczkach. Jeszcze w tej części gry na 4:0 podwyższyć mógł Bukraba, ale sam nie mógł uwierzyć, jak to się stało, że nie zdołał choćby musnąć posłanej od Filipiaka wzdłuż linii bramkowej futbolówki.

Zmiana stron nie przyniosła zmiany w boiskowych poczynaniach. I tym razem zaczęło się od Filipiaka, który w 50. minucie wykorzystał zamieszanie pod bramką Promienia i wpakował piłkę do środka. Mimo wysokiego i niczym niezagrożonego prowadzenia, gracze MZKS-u wciąż naciskali gości, jednak ustalające rezultat pojedynku gole padły dopiero w końcówce. W 76. minucie Konrad Weglarz odegrał do lepiej ustawionego Konrada Kaczmarka, a ten 18-latek, niewiele się namyślając, uderzył mocno, tym samym zdobywając swojego pierwszego gola w barwach pierwszej drużyny. 5 minut później na 6:0 podwyższył Węglarz. Rozmiary wygranej mogły być jeszcze bardziej okazałe, jednak skuteczność głogowian nie utrzymywała się na 100-procentowym poziomie. Bliski szczęścia był Radosław Kałużny, ale jego silne uderzenie zostało zablokowane, kolejnej bombie w wykonaniu Hałambca niewiele zabrakło do celu, a świetna akcja w wykonaniu Węglarza zakończyła się co prawda minięciem bramkarza Promienia, lecz niestety niecelną próbą skierowania gały w światło bramki, w czym przeszkodził ostrzejszy kąt, a bardziej zbawienny powrót Macieja Łazara, który zatrzymał zmierzającą we właściwym kierunku piłkę.

Efektownego, ósmego z rzędu na własnym terenie zwycięstwa nie zmącił nawet niekorzystny wynik z Oławy, gdzie Górnik po golu w końcowych minutach pokonał tamtejszego Moto-Jelcza 1:0. Tego dnia głogowianie pokazali jakość, szybko sprowadzili gości do parteru, nie dając im nawet okazji do podniesienia się. Broniący Łukasz Zaremba miał wyjątkowo mało roboty, podczas gdy jego partnerzy z zespołu nie przestawali nękać rywala nawet wtedy, gdy już było pozamiatane.

W Głogowie pojawiła się 65-osobowa grupa fanów Promienia z dwiema flagami, co, jak na ich możliwości, jest bardzo dobrą liczbą, a zarazem rekordem wyjazdowym w tym sezonie. Dopingowali mocno przeciętnie, jednak wielu odechciałoby się po takim łomocie. My z kolei w młynie zbieramy się w ok. 250 osób. Odkurzamy starszą sektorówkę, która była w zamknięciu przez pięć lat (jak ten czas zleciał…), ale przede wszystkim skupiamy się na dopingu.