Już tylko dni dzielą nas od niewątpliwie wielkiego wydarzenia. W sobotę 12 września po ośmiu latach przerwy dojdzie do starcia Górnika Wałbrzych z Chrobrym. To istotny nie tylko kibicowsko, ale i sportowo spektakl, bo choć dla głogowian to nie jest pojedynek z cyklu o być albo nie być, ale tylko zwycięstwo pozwoli zachować bardzo realne szanse na awans do II ligi, który gwarantuje jedynie triumf w całych rozgrywkach. Obecnie obie ekipy w przedsezonowych prognozach przedstawiane w roli faworytów do promocji dzieli różnica ośmiu punktów.
A sam Górnik po kilkuletniej gehennie w czwartej lidze wreszcie obrał właściwy kierunek. Wałbrzyszanie z tylko jedną porażką na koncie wygrali IV-ligowe rozgrywki w ubiegłym sezonie, a i na wyższym szczeblu nie zamierzają spuścić z tonu, w sześciu meczach nie tracąc ani oczka. Poprawienie się sytuacji sportowej i organizacyjnej pozwala snuć daleko idące plany.
– Naszym celem nadrzędnym musi być ekstraklasa, choć oczywiście mówimy o czymś jeszcze bardzo odległym. To nie jest kwestia sezonu czy dwóch, tylko paru lat ciężkiej pracy wszystkich w klubie. W tej chwili musimy się skupić na grze w trzeciej lidze. Będziemy kuli żelazo póki gorące i mam nadzieję, że nasze wysiłki zaowocują – zapowiada na łamach Gazety Wrocławskiej dyrektor sportowy Górnika Artur Torbus.
W tej najwyższej szczeblem lidze powstały w 1946 roku Górnik już był. W latach 80-tych dwukrotnie zajmował w wówczas pierwszej lidze, a dziś ekstraklasie 6. miejsce. Poczynaniom tamtej ekipy potrafiło przyglądać się nawet kilkadziesiąt tysięcy ludzi, jednak w tamtych czasach zainteresowanie futbolem w Polsce na ogół było pokaźne. Do najlepszego grona dostał się w roku 1983 i już jako beniaminek wywalczył tytuł mistrza jesieni. W tamtym, najlepszym dla klubu okresie zagrał też w półfinale Pucharu Polski, zresztą po raz trzeci w swojej historii, gdyż w grę wchodzą jeszcze dwa wcześniejsze sezony: 1954/55, 1956/57. Pod tym względem Górnik może poszczycić się najbogatszą spośród III-ligowego grona naszej grupy historią.
Dobre czasy chyliły się ku upadkowi z końcem lat 80-tych. W 1989 roku Górnicy pożegnali się z pierwszą ligą, a gorsza sytuacja finansowa wymusiła podjęcie drastycznej dla wałbrzyskiego środowiska piłkarskiego decyzji. W 1992 roku doszło do połączenia dwóch rywalizujących ze sobą nie tylko na tle sportowym klubów Wałbrzycha: Górnika i Zagłębia. Wtedy Górnik był już III-ligowcem, ale poprzez fuzję znalazł się wśród ekip II-ligowych. Oczywiście wiązało się to ze zmianą nazw: najpierw na zwykłe KP, następnie na Górnik/Zagłębie. Jeszcze w 1993 roku wałbrzyszanie zagrali w 1/4 finału PP, gdzie polegli w starciu z Legią, ale przez kilka kolejnych lat spadek z II ligi przeplatał się z ponownym wywalczeniem promocji do wyższej klasy. Aż do 2001 roku. Spadek do czwartej ligi, z której ostatecznie wycofano się i postawiono zacząć niejako wszystko od nowa. Od klasy A. Wybór okazał się chyba jednak trafiony, bo choć należało cierpliwie czekać, to jednak doczekano się powrotu KSG do III ligi i zdecydowanie wyższych ambicji.
Sprężyć potrafią się kibice. W IV-ligowej szarzyźnie szczególnymi były dla nich starcia z Karkonoszami Jelenia Góra. Jesienią na derby Sudetów na teren rywala wybrała się grupa 376 fanów KSG, z czego ok. 60-osób stanowiły delegacje zgód, ale nie ten pojedynek wybił się w przypadku wałbrzyszan na pierwszy plan. W rewanżu kibice Górnika wystawili ok. bagatela 1000-oosbowy młyn, a samo widowisko z trybun oglądało 4500 widzów! Liczby odbiły się sporym echem nie tylko w regionie, ale nic dziwnego. W Wałbrzychu zapachniało wielką piłką. Mecze z Karkonoszami można przyrównać do zbliżającego się starcia z Chrobrym i choć propaganda po stronie wałbrzyszan może już nie jest aż tak duża, to klimat i otoczka tego wydarzenia podążą właśnie w tym kierunku.
Potyczki KSG z KSK pozostawiły w cieniu inne wyjazdowe poczynania naszych najbliższych rywali. Te na ogół były pozytywne i w kilku przypadkach wałbrzyszanie zahaczyli o trzycyfrówkę, ale nie w całości. Z jednej strony kilka eskapad w okolicach 100, 200, a nawet 300 osób, a z drugiej także parę zer na koncie, z których to nie wszystkie były skutkiem zakazów. Z kolei po przeskoku do trzeciej ligi kibice Górnika ładnie pokazali się w Żarach i odległych Słubicach (105 i 50), ale odpuścili równie daleką eskapadę do Strzelec Krajeńskich, gdzie co prawda zera nie było, ale tylko poprzez obecność 5-osobowej grupki.
Choć od długich lat sam Górnik nie rozpieszcza swoich fanów, ci i tak mogą przynajmniej częściowo zasmakować piłki i całej jej otoczki w lepszym wydaniu. To dzięki swoim zgodom: Zawiszy Bydgoszcz, GKS-owi Tychy, Arce Gdynia, Gwardii Koszalin i Slavii Praga. Do niedawna Górnika łączyły przyjazne stosunki także z inną ekipą z czeskiej Pragi – Bohemiansem. Potrafią pokusić się o liczne wsparcie, gdy któraś z ekip akurat zawita w okolice. Zawiszę i tyszan wspomagali w Legnicy w sile ok. 100 osób, a ostatnio Arkę grającą w Lubinie w ok. 70-osobowej grupie.
Górnik to ekipa licząca się w województwie i na pewno marnująca się w tylko III lidze. Ekipa z charakterem i potencjałem. W trudniejszych czasach może i nie było o niej specjalnie głośno, ale te czasy przetrwała, poniżej pewnego poziomu raczej nie schodząc. Świetna postawa drużyny w IV lidze pozwoliła częściowo ten potencjał obudzić.
fot. jg.24.pl / inne