Pochodzący z Ukrainy Igor Bikanov ma za sobą krótką przygodę w klubach francuskich i w Belgii, a po występach w polskiej I lidze przyszedł moment na grę dwa szczeble niżej. Chudsze lata, pewien zastój, a może nawet kryzys? Sam 22-letni napastnik absolutnie nie odbiera tego w ten sposób i cieszy się z możliwości samej gry.
– Czasami trzeba zrobić ten jeden w tył, aby następnie poczynić dwa do przodu. W tej chwili dla mnie najważniejsze jest to, że będę grać. Mocno wierzę też w to, że Bóg zawsze wie co jest dla ciebie najlepsze – mówi Igor.
Z pewnością ma coś do udowodnienia. Czy zrobi to akurat w Głogowie, w Chrobrym? Pozostaje mu tego życzyć.
Dobrze władasz językiem polskim, choć specjalnie długo w naszym kraju nie przebywasz. Skąd tak dobra jego znajomość?
– Nie było aż tak trudno. Starałem się dużo rozmawiać z kolegami, interesować wszystkim, choć znajomi czasami jeszcze śmieją się z niektórych słów.
A jak ci się widzi nasz kraj?
– Polska jest ciekawym krajem. Podchodzi pod europejski styl. Dobrze się tutaj czuję.
A ludzie w nim mieszkający? Jakie różnice dzielą narody polski z ukraińskim?
– Nie dostrzegam wielkich różnic. A o Polakach mam dobre zdanie. To życzliwi ludzie.
Twoje CV wygląda dość ciekawie, o czym w znacznym stopniu decyduje przygoda w znanych w Europie klubach z Francji i Belgii.
– Najpierw byłem na testach w AJ Auxerre, ale tam była mocna drużyna i nie miałem szans na przebicie się. Wówczas miałem 20 lat, trener powiedział, że na pierwszą ligę francuską jestem za młody, ale spokojnie mógłbym spróbować sił szczebel niżej. Trafiłem więc do Amiens. W meczach towarzyskich, w których graliśmy m.in. z przedstawicielami najwyższej klasy, wypadłem dobrze i chciano podpisać ze mną kontrakt. Pojawiły się jednak przeszkody formalne. Ukraina nie jest członkiem Unii Europejskiej, a regulamin we Francji jest tak skonstruowany, że nie mogłem podpisać profesjonalnej umowy. Powróciłem do ojczyzny, skąd trafiłem jeszcze do Belgii. W Royalu Excelsior Mouscron zagrałem dwa oficjalne spotkania w rezerwach. W jednym zdobyłem gola, w drugim wypracowałem dwie sytuacje, po których padły bramki. Z piłkarskiej strony wszystko było OK., ale jednak ostatecznie się nie dogadaliśmy.
Potem powróciłeś do rodzinnego kraju, skąd trafiłeś do Polski, do I-ligowej Floty Świnoujście. Jednak ponoć nie sprostałeś tamtejszym oczekiwaniom i zawiodłeś. Zgadasz się z takim postawieniem sprawy czy jednak masz coś na swoją obronę?
– Zgadza się. Z początku wszystko układało się po myśli. Na testach wypadłem dobrze, w sparingach strzelałem gole. Przyszła jednak liga i nagle nie potrafiłem przystosować się do realiów. Sparingi to była przede wszystkim taktyka, a w meczach o stawkę walka, walka i jeszcze raz walka. To była inna piłka, z którą nigdy wcześniej nie miałem styczności.
Aż w końcu znalazłeś się w Chrobrym. Tutaj jest III liga, więc to chyba znaczny krok w tył w twoim przypadku?
– Czasami trzeba zrobić ten jeden w tył, aby następnie poczynić dwa do przodu. W tej chwili dla mnie najważniejsze jest to, że będę grać. Można być zawodnikiem zespołu ekstraklasy i siedzieć na ławie, ale czy jest sens?
No ale opierając się o przebieg twojej kariery chyba pojawił się jakiś zastój?
– Zawsze chce się więcej, ale nie mam zamiaru narzekać. Mocno wierzę w to, że Bóg zawsze wie co jest dla ciebie najlepsze. Jestem w Chrobrym i naprawdę, cieszę się z tego.
Na ja długo związałeś się z Chrobrym?
– Póki co na rok. Jak wszyscy będą ze mnie zadowoleni to istnieje możliwość dłuższego pobytu.
Czyli obecność tutaj traktujesz jako przystanek w drodze do lepszego klubu?
– Każdy klub jest przystankiem w drodze do czegoś, choć z początku tak naprawdę nie wie się czy spędzi się tutaj pół roku, rok czy może całą piłkarską karierę. Mi się tutaj podoba, a jak na III lidze nie poprzestaniemy, to nie widzę problemu, bym pograł dla Chrobrego dłużej. Bo jeśli klub idzie do przodu, to ja chcę mu towarzyszyć w tej drodze.
A przed przybyciem do Głogowa zasięgałeś jakiejś opinii na temat Chrobrego czy jechałeś w ciemno?
– Wiedziałem, że warunki do trenowania są z najwyższej półki i jest trener, który ma bardzo dobry pogląd na piłkę.
Miałeś jakieś problemy z aklimatyzacją w zespole?
– Absolutnie nie. Z chłopakami żyję bardzo dobrze. Szczególnie wdzięczny jestem Mateuszowi Herbusiowi, który pomaga mi w różnych sprawach, a ostatnio zabrał mnie nawet w dzień wolny od zajęć nad jezioro.
W Głogowie presja ze strony kibiców jest coraz większa, bo II ligi nie była u nas już ponad 10 lat. Od dawna mieliśmy też problemy z napastnikami, więc oczekiwania są bardzo duże nie tylko wobec całej drużyny, ale także właśnie ciebie. Sprostasz temu?
– Bardzo dobrze, że ktoś czegoś wymaga, oczekuje jakiegoś rezultatu. Mam nadzieję, że wierzy się też we mnie, bo wtedy wiem, że muszę dać od siebie dwa razy więcej, aby nie zawieźć. W sporcie różnie się układa, ale obiecuję, że będę ciężko pracować.
Pomieszkujesz w Głogowie? Może wybrałeś się już na wycieczkę po mieście?
– Tak, mieszkam na miejscu. Miałem też okazję pospacerować po Głogowie. W pamięci szczególnie utkwiło mi Stare Miasto. Ogólnie macie fajną, kameralną miejscowość.
Czasu wolnego też masz sporo, z dala od rodziny. Co porabiasz w wolnych chwilach?
– Właśnie dlatego, że bliskie mi osoby są bardzo daleko, najchętniej korzystam z kafejek internetowych, aby choć przez chwilę porozmawiać z rodziną, kolegami.
Igor Bikanov o sobie:
Stan cywilny: kawaler.
Hobby: gra na gitarze, a jak najdzie wena to także malowanie.
Gdyby nie piłka nożna to: nigdy o tym nie myślałem, choć kiedyś grałem w hokeja na lodzie.
Główne motto: zawsze iść do przodu.
Ulubiona potrawa: spaghetti, inne dania z makaronem.
Ulubiony napój: sok pomarańczowy.
Ulubiony film: wszystkie części Rockiego Balboa.
Ulubiona książka: lubię czytać Paolo Coelho.
Najchętniej słuchana muzyka: wszystko, co wpada w uchu. Może być to muzyka romantyczna, pop, soft rock.
Ulubiony przedmiot w szkole: geografia.
Ulubiony klub i piłkarz: Manchester United, a z lat wczesnej młodości to David Beckham.
Wymarzone miejsce na wakacje: Włochy.
Piłkarskie marzenie: zagrać w Lidze Mistrzów.