Kolejnym przywoływanym przez nas wyjazdem sprzed lat jest wyprawa głogowskich kibiców do Świebodzina z września 1997 roku. Wówczas na Pogoń udała się ok. 80-osobowa grupa fanów Chrobrego. Cóż, podejrzewamy, że wielu całą eskapadę zdarza się wspominać po dzień dzisiejszy.
20.09.1997: Pogoń Świebodzin – Chrobry Głogów
Wyjazd ten od samego początku zapowiadał się bardzo interesująco. Na kilkanaście dni przed meczem w Świebodzinie zrobiliśmy akcję na powracających z Wrocławia kibiców Falubazu Zielona Góra, którzy chcieli się za to zrewanżować. A że mieliśmy przesiadkę w Zielonej, to i my potraktowaliśmy ten wyjazd poważniej.
W dniu meczu na dworcu PKP w Głogowie o umówionej godzinie zebrało się ok. 80 fanatyków Chrobrego. Początkowo planowaliśmy jechać bez biletów. Okazało się jednak, że uniemożliwić to chcą pały wraz z sokami. Dochodzi więc do szamotaniny oraz przepychanki. Pały nie wpuszczają nas do pociągu. Postanawiamy jechać następnym, który mamy za półtora godziny. Tym razem jednak, chcąc uniknąć glin, planujemy kupić bilety na najbliższą stację, żeby tylko wyruszyć z Głogowa. Później jednak okazuje się. że gliny z Głogowa będą eskortowały nas do samego Świebodzina. Gdy pociąg ruszył, kanar wraz z mendownią zaczynają sprawdzać bilety. Wyszło na to, że nikt z nas ich nie ma, a jak już, to tylko na najbliższą stację. Gliny decydują, że w Nowej Soli nas wyjebią. Oczywiście nic takiego im się nie udało i do Zielonej dojeżdżamy spokojnie.
Na miejscu mieliśmy ok. 40 minut postoju. Chcieliśmy przejść się na miasto, lecz bardzo duża ilość psów stanęła na przeszkodzie. W Zielonej spokój. Następny pociąg mamy do Zbąszynka. Tam przesiadka i ponad godzina postoju. Tym razem, mimo interwencji glin, wyruszamy na miasto. Tam wiara porozchodziła się po całym terenie, bawiąc się naprawdę dobrze. Około godziny 15 mieliśmy pociąg do Świebodzina.
Droga minęła spokojnie. Na miejscu jesteśmy na pół godziny przed meczem. Na dworcu wita nas duża ilość psów, która prowadzi na stadion. Pod kasami okazuje się. że musimy kupić wejściówki. Oczywiście nikomu z nas pomysł ten niespecjalnie się spodobał. Postanowiliśmy przeskoczyć przez płot, co też uczyniliśmy. W pewnym momencie zauważamy, że obok nas nie ma glin. Wykorzystujemy to i ruszamy na stadion z nadzieję spotkania jakiś tubylców. Nie musieliśmy długo czekać, gdyż okazało się, że kibice Pogoni czekali na nas. Dostrzegając to, od razu na nich ruszamy. Na początku było ich ok. 20-25, jednak już po chwili zostało tylko dwóch. Wiedzieli dobrze, że nie mają szans. Zaczęli więc rzucać kamieniami. Jednak gdy podeszliśmy do nich bardzo blisko, byli całkowicie stratni. Z tej pozostającej dwójki, jeden w ostatniej chwili obronił się ucieczką, drugi natomiast, niestety dla siebie samego, niezbyt szybko biegał i wpadł w nasze ręce. Co się z nim stało, nie muszę chyba nikomu tłumaczyć. Po całej akcji leżał na ziemi jeszcze z 15 minut, po czym udał się do karetki pogotowia, która wywiozła go do szpitala. Niestety, podczas naszego ataku ucierpiał także i nasz kibol. Został trafiony kamieniem w głowę i ma sześć szwów.
Tak więc akcja na meczu dosyć ciekawa. Szkoda tylko, że fani Pogoni tak szybko zrezygnowali z walki, pozostawiając swojego kolesia na naszą łaskę (tak się nie robi!). Po tej całej zadymie idziemy na swój sektor (tak to można nazwać). Boisko (bo nie przypominało to stadionu) typowe dla trzeciej ligi. Płotki pół metrowe i nawet nie było jak wywiesić flag. Od pierwszego gwizdka sędziego rozpoczyna się doping dla naszej drużyny. Jeśli chodzi o fanów Pogoni, to początkowo ich młyn liczył ok. 40 osób. W późniejszej części meczu, szczególnie w drugiej połowie, wzrósł do ok. 80-90 głów (było wśród nich kilkunastu kiboli Falubazu ZG-mają sztamę z Pogonią). Doping, jaki kręcili, był bardzo cieniutki. My natomiast wiedzieliśmy dobrze, że akcja przed spotkaniem to nie wszystko podczas dzisiejszego dnia i kibole Pogoni wraz z fanami Falubazu będą chcieli się zrewanżować. I nie mylilibyśmy się, gdyby nie fakt, że szalikowcy ze Świebodzina to zwykle cioty. Otóż w przerwie próbowali do nas ruszyć, jednak co do czego przyszło, to w naszą stronę szło tylko dwóch pajaców. Byli po prostu słabi. a swoją niemoc próbowali wyładować na naszych piłkarzach. Wieśniactwo cały czas wyzywało naszych zawodników i parę razy próbowało na nich ruszyć (ale odwaga!!!), gdy ci rozgrzewali się obok ich młyna.
Tak więc w przerwie, oprócz tego. że świebodzinianie próbowali coś zrobić, nic się nie działo. Jedyne, co godne zauważenia, to nasz bardzo dobry doping, który trwał przez całe 90 minut.
I tak pomału mecz zbliżał się do końca. Po ostatnim gwizdku sędziego dziękujemy piłkarzom za grę, a oni nam brawami za doping. Powrót, mimo dwóch przesiadek (w Rzepinie i Zielonej Górze), minął spokojnie. W Głogowie byliśmy ok. godz. 23.
Ogólnie wyjazd bardzo udany. Zarówno z naszej strony, jak i piłkarzy. Nasi we wspaniałym stylu wywieźli bowiem z trudnego terenu trzy punkty. My natomiast pokazaliśmy miejscowym wieśniakom co to znaczy CHROBRY, i że z silniejszymi od siebie lepiej nie zadzierać.
Jedyny minus tego wyjazdu to rozwalona głowa jednego głogowskiego hools oraz fakt, że od Głogowa do samego Świebodzina mieliśmy eskortę glin.
Chrobry Fanatyk nr 5/97-98