– Wiedzieliśmy, że fizycznie i szybkościowo będziemy dużo słabsi od Chrobrego. Chcieliśmy więc zagrać tak, jak Real Madryt z Barceloną w Pucharze Króla, czyli na jedną akcję. To trochę zabawne, ale drużyna, która walczy w dziesięciu i strzela na remis przy jednej sytuacji zasługuje na słowa uznania – mówił ukarany czerwoną kartką Sławomir Kołodziej, kapitan Polonii Trzebnica. Trener Chrobrego podkreślał z kolei, że limit błędów został już wyczerpany. – Narobiliśmy sobie problemów i teraz już nie ma miejsca na jakikolwiek błąd – komentował Ireneusz Mamrot.
Tomasz Horwat, trener Polonii: Z remisu jesteśmy zadowoleni, bo wiedzieliśmy, jakim potencjałem dysponuje Chrobry. Nastawiliśmy się na kontrataki, dodatkowo chcąc zdetronizować najmocniejsze punkty zespołu, czyli Przemka Stasiaka i Łukasza Ochmańskiego. Do przerwy fajnie to wyglądało i chłopakom należy podziękować za zaangażowanie i realizację założeń taktycznych. Nie brakowało też w tym wszystkim mądrości, bo nie każdą piłkę wybijaliśmy, tylko mimo wszystko staraliśmy się przy niej utrzymać, tym samym wybijając z rytmu zawodników Chrobrego. Co do bramki, to jestem przekonany, że jej nie było, choć ciężko jest to aż tak dokładnie ocenić. Nie dziwę się chłopakom, że tak mocno zareagowali po tej sytuacji, choć przez kartki osłabiliśmy się przed kolejnym meczem, bo zagramy bez dwóch podstawowych zawodników, Sławomira Kołodzieja i Edwina Kuszyka. To są jednak emocje. Cieszy, że chłopcy do końca powalczyli i w ostatniej minucie rzutem na taśmę zdobyli bramkę. Po straconym golu zespół był podrażniony. Widząc, w jakim stanie są piłkarze i jak wyglądają fizycznie, wręcz nakazywałem im, by nie podpalali się i nie szli mocnym pressingiem, tylko wyczekiwali swojej jedynej szansy. Czy specjalnie mobilizowaliśmy się na osoby, które znamy? Trener Mamrot zna mnie, zna całą Polonię i wie, że ona mobilizuje się zawsze, czy na drużynę słabszą, czy mocniejszą. Powiem jednak szczerze, że w takich sytuacjach chce się coś udowodnić, pokazać, że jest się lepszą drużyną, choć tak naprawdę w sobotę piłkarsko lepsi nie byliśmy. Parokrotnie uratował nas Emil Trynda, więc po prostu mieliśmy więcej szczęścia.
Ireneusz Mamrot, trener Chrobrego: Oprócz sędziego liniowego, nikt nie jest w stanie powiedzieć, czy był gol, czy nie. Rozumiem jednak protesty piłkarzy z Trzebnicy. W podobnej sytuacji zachowalibyśmy się tak samo. Wiedzieliśmy praktycznie wszystko o Polonii i ta wiedza potwierdziła się na boisku. Mimo, że goście mocno się bronili, to sam Łukasz Ochmański miał cztery, pięć sytuacji, po których bramki powinny paść. Jeśli zespół nie stwarza okazji, to naturalnie odpowiedzialność spada wtedy w znacznej mierze na trenera. Ja się jej nie pozbywam, ale mając aż tyle szans, to wręcz niemożliwe, by nic z tego nie strzelić. Sytuacji było naprawdę mnóstwo. Dwie uratował Emil Trynda, a w przypadku reszty podejmowaliśmy złe decyzje. Problemem były także stałe fragmenty gry. Ich też mieliśmy sporo, Mateusz dobrze je wykonywał, a żadnego nie wykorzystaliśmy. Przeciwnik miał jeden i od razu gol. Pracowaliśmy nad tym mocno w czwartek, wiedzieliśmy, że Polonia kryje w strefie, a mimo tego zabrakło jakiejś determinacji i agresywności. Bramkę straciliśmy w wyniku nieodpowiedzialnego zachowania Konrada Kaczmarka. O to mam największe pretensje, bo piłkę rzucono z autu, przejął ją zawodnik stojący tyłem do bramki, który nic z nią nie mógł zrobić, a tu faul. Nie winiłbym Łukasza Zaremby, który podjął ryzyko przy dobrym i mocnym dośrodkowaniu. Najdziwniejsze w tym wszystkim jest to, że w ostatnich minutach przeciwnik wcale się na nas nie rzucił. My mieliśmy piłkę, a Polonia stała z tyłu i nie ruszała z wysokim pressingiem. Jednak zamiast nią pograć, to sami ją oddawaliśmy. Przecież zdawaliśmy sobie sprawę z bardzo groźnych w wykonaniu rywali stałych fragmentów gry. Zabrakło tego, co ma zespół z Trzebnicy, czyli kilku takich zawodników, którzy w końcówce, przy prowadzeniu 1:0, potrafią utrzymać piłkę. Było przecież widać, że goście pod względem motorycznym wyglądają już wtedy słabiej. Wystarczyło więc mądrze nią pograć. Nic więcej. Wówczas spokojnie dowieźlibyśmy wygraną do końca. Tymczasem wyszła nasza duża nieodpowiedzialność. Narobiliśmy sobie problemów i teraz już nie ma miejsca na jakikolwiek błąd. Jestem więc bardzo niezadowolony z wyniku. Nie z gry, bo o nią i o zaangażowanie zawodników, choć będę jeszcze to wszystko analizował, nie mogę mieć pretensji, oceniając ze swojej perspektywy.
Sławomir Kołodziej, piłkarz Polonii: Zapytałem się sędziego, jak to jest możliwe, że piłka odbijając się od poprzeczki i od słupka wpada do bramki. Jeśli zobaczę powtórkę i okaże się, że rzeczywiście był gol, to osobiście go przeproszę. Jeśli jednak bramka nie padła, to sędzia zapewnił, że przeprosi nas. Jako kapitan zespołu muszę tak stanowczo reagować, wywierać presję na arbitrach. Tym bardziej, że ci dobrzy sędziowie przeszli do wyższych lig, a w trzeciej zostali tacy, którzy dopiero się uczą agresywnej piłki i wywieranej na nich przez zawodników presji. Nie spodziewałem się jednak, że po raz drugi wyciągnie żółtą kartkę. Jestem wdzięczny chłopakom, że po moim zejściu nie załamali się i strzelili bramkę. Wiedzieliśmy, że fizycznie i szybkościowo będziemy dużo słabsi od Chrobrego, bo w sezonie gramy praktycznie jedną jedenastką. Reszta to młodzi chłopcy, którzy na placu gry pojawiają się przeważnie wtedy, gdy wynik jest korzystny bądź typowo niekorzystny. Chcieliśmy więc zagrać tak, jak Real Madryt z Barceloną w Pucharze Króla, czyli na jedną akcję. Tak też zagraliśmy, właśnie na jedną akcję, z jednym celnym strzałem i od razu bramką. To trochę zabawne, ale drużyna, która walczy w dziesięciu i strzela na remis przy jednej sytuacji zasługuje na słowa uznania.
Przemysław Stasiak, piłkarz Chrobrego: Wiedzieliśmy, że Polonia gra typowo defensywnie, więc chcieliśmy szybko zdobyć bramkę. Mimo szans, nie udało się. Mieliśmy przy tym świadomość, że wraz z upływem drugiej połowy goście będą mieć coraz mniej sił i wyczekiwaliśmy odpowiedniego momentu. Wydawało się, że jak już strzelimy na 1:0, będzie łatwiej. Okazało się być inaczej.