27 kierowców przez 6019 kilometrów

Zwiedzić pięć krajów w kilka dni to obecnie nic nadzwyczajnego. Nic rewelacyjnego nie byłoby też w podróży Marka Zatora, gdyby nie fakt, że pokaźny kawałek Europy przejechał… autostopem (!). W taki nietypowy sposób wolne od boiska i piłki wykorzystał głogowski bramkarz, o czym czytamy w Tygodniku Głogowskim.

Piłkarze drugoligowego Chrobrego Głogów w listopadzie otrzymali kilka tygodni wolnego. Runda ruszy dopiero w marcu, więc korzystają z chwili wytchnienia. Jak spędzają swoje urlopy? Różnie. Wszystkie pomysły przebił Marek Zator. Bramkarz zwiedził pięć krajów, łącznie pokonując 6000 kilometrów. Nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego, gdyby nie fakt, że podróżował… autostopem.
– Podróż pociągiem, autobusem czy własnym autem nie jest tym samym – mówi Marek Zator. – W ten sposób nie da się poznać czyjejś kultury. Poznamy ja, poznając nowych ludzi. To taka pełnia podróży, świetna przygoda i dreszczyk emocji, bo nigdy nie wiesz, co cię czeka.

W tournee po Niemczech, Holandii, Belgii, Francji i Hiszpanii wybrał się ze swoim przyjacielem, Pawłem. Też piłkarzem. Gra w trzeciej lidze, w Ilance Rzepin. Jest wielkim fanem Realu Madryt, a że w tym czasie odbywał się mecz z Barceloną, słynne Gran Derbi stały się pretekstem do wyprawy.
– Po drodze, na dłużej zatrzymaliśmy się we Francji. Tam mieszka moja rodzina i znajoma z liceum. Bagietki, wino, ser, Wieża Eiffla, paryskie metro… Niesamowita sprawa – opowiada, choć z wygód nie często dane im było korzystać. – Nocowaliśmy w różnych miejscach, na stacjach benzynowych czy w restauracjach przy autostradach. Jeden spał, drugi czuwał, a później zmiana. To były takie najtrudniejsze momenty.
Które jednak zniwelowały inne przeżycia. Na przykład, gdy wreszcie obaj dotarli do Madrytu.
– Całe miasto żyło tym wydarzeniem. Na każdym kroku było widać jakiegoś fana. Przeważali ci Realu. Ja osobiście najbardziej sympatyzuję z Atletico Madryt, lecz z racji derbów ubrałem koszulkę Barcy. Ludzie mówili tylko o jednym, o meczu. Otoczkę dało się więc poczuć, choć na stadion nie weszliśmy, bo ceny biletów były galaktycznie wysokie. Spotkanie obejrzeliśmy w jednym z lokali. Z polską flagą, którą zabraliśmy z kraju. Generalnie, co mogło zaskakiwać, ludzie byli nastawieni bardzo przyjaźnie. Z szacunkiem odnosili się do rywala, nawet gdy ten cieszył się po strzelonym golu – kontynuuje głogowski bramkarz.

Na pytanie o to, czy było warto, z pasją w głosie i stanowczo odpowiada, że zdecydowanie tak. Nie zmieniły tego wszelkie niedogodności.
– Jeden z kierowców pomylił trasę, przez co musieliśmy pieszo pokonać dwanaście kilometrów. Momenty zwątpienia? Raczej nie. Bardziej złości, gdy kolejni kierowcy, mimo chłodu, się nie zatrzymywali. Ale to też niesamowite przeżycia. Taka wyprawa ma przecież to do siebie, że nie zawsze jest kolorowo. Dzięki temu po powrocie docenia się podstawowe rzeczy. Zwykłe, ale wygodne łóżko, ciepły posiłek… Przede wszystkim za nami jednak mnóstwo nietypowych miejsc, zjawiskowy Paryż, Szanze Lize, Janquera z najdziwniejszym parkingiem dla tirów, gdzie całkowicie za darmo można degustować się różnego rodzaju winem, podróż rumuńskim autobusem z Barcelony do Madrytu, atmosfera derbów i wiele świetnych, zabawnych sytuacji. Nawet o nich nie opowiadam, bo ciężko ubrać je w słowa. To trzeba przeżyć – dodaje Zator, który pochodzi z Trzemeszna Lubuskiego. Do Głogowa i wracając często podróżuje właśnie autostopem. – Zazwyczaj wypisuję na kartce miejsce, do którego chcę się dostać. Dobry humor i pozytywne nastawienie oraz pokora i cierpliwość są nieodzownym elementem autostopu. Inaczej reagują kierowcy w Polsce, a inaczej poza granicą. Ale skoro mi się udaje, to chyba nie jest pod tym względem najgorzej, a ludzi życzliwych można spotkać wszędzie.

Co obu sportowcom pozostało z wyprawy, może nawet wyprawy życia? Wspomnienia. To na pewno. Ale też liczby. 10 dni, 6019 kilometrów, 27 kierowców, 6 krajów i 700 zdjęć.
– Tym wszystkim coś udowadniamy innym. Ludzie mówią, że chcą zmienić swoje życie, zrobić coś szalonego, odważnego, ale na chęciach się kończy. A można działać. I trzeba, bo tylko w ten sposób spełniamy swoje marzenia – przekonuje Marek i już teraz myśli o kolejnych wyprawach. Choć najpierw piłka. Zawodnik, który w połowie roku doznał kontuzji ręki, stracił miejsce nr 1. Był drugi, bywał trzeci. Jesienią ani razu nie wystąpił w pierwszej drużynie. Ma więc o co walczyć
– Jaki dla mnie był ten rok? Z jednej strony bardzo fajny. Przejście do Chrobrego, kibice, fajna otoczka, awans, który pozostawił mnóstwo wspomnień… Niedosyt pozostaje jedynie przez kontuzję. Ostatnio znów się odnowiła, ale raczej postanowiłem. Na 99 procent zostaję w Głogowie i walczę o swoje – kończy Marek Zator.

escort mersin