Lech Rypin – CHROBRY 0:0

Kolejny wyjazd na nowy i dotąd nieznany dla nas teren, już za nami. Wyprawa do Rypina z pewnością kwalifikuje się do tych najbardziej specyficznych i niezapomnianych wycieczek, nawet mimo faktu, że podobnie jak w Wejherowie, nie było nam dane obejrzeć gry pomarańczowo-czarnych. Ostatecznie piłkarze Chrobrego zremisowali z beniaminkiem 0:0.

Dzień przed meczem, do klubu dotarło pismo informujące o dwumeczowym zakazie wyjazdowym, jaki PZPN nałożył na kibiców Chrobrego za wydarzenia podczas meczu z Gryfem Wejherowo. Z racji, że od kilku dni przygotowywaliśmy się do tego wyjazdu i wszystko było już zorganizowane, zakaz nie zrobił na nikim wrażenia i zgodnie z planem wyruszyliśmy w kierunku województwa kujawsko-pomorskiego. Pojawiła się nawet szansa, że uda nam się wejść na stadion Lecha, ponieważ doszły do nas informacje, że w Rypinie nie wszyscy wiedzieli o zakazie nałożonym przez związek! Wyprawa na niezdobyty jeszcze przez kibiców Chrobrego teren miała charakter nieoficjalny i tego dnia postawiliśmy na transport mieszany. Drogę z Głogowa do Rypina pokonaliśmy więc kilkoma środkami lokomocji, a znaczna część grupy miała także za sobą kilkuset metrowy sprint! Zacznijmy jednak od początku…

W Głogowie zbieramy się już o godzinie 7 rano i kilkanaście minut później ruszamy w drogę. Podróż do kujawsko-pomorskiego minęła nam spokojnie i bez żadnych atrakcji. Można nawet powiedzieć, że było dość nudno, w związku z czym każdy szukał najróżniejszych zajęć, by choć trochę przyśpieszyć upływający czas. Po kilku godzinach jazdy, wreszcie mogliśmy opuścić nasz środek transportu i trochę pooddychać świeżym powietrzem. Od Rypina dzieliło już nas raptem kilkadziesiąt kilometrów, a korzystny dla nas czas, dawał nadzieję, że pod stadionem pojawimy się jeszcze przed pierwszym gwizdkiem. Postój w Kowalewie Pomorskim trochę się jednak przedłużył, a wszystko z powodu przewoźnika, który po telefonie do szefa, zmienił zdanie i nie chciał nas zabrać na pogrzeb 😉 Całą sytuacją zdziwiona była nawet policja, która chciała nas jak najszybciej wytransportować do Rypina. Swoją drogą, policja w województwie kujawsko-pomorskim jest dość specyficzna, a potwierdzeniem tego niech będzie policjant, którego nic nie obchodziło, bo za godzinę kończył zmianę 😉 Średnio wyglądała także organizacja wśród mundurowych z Kowalewa, no bo jak inaczej wytłumaczyć fakt, że jeden policjant nam czegoś zakazuje, podczas, gdy drugi nam to nakazuje…

W związku z tym, że przewoźnik się nie popisał, postanawiamy iść przed siebie, licząc jednocześnie na złapanie jakiegokolwiek transportu w kierunku Rypina. Kilkaset metrów dalej robimy przerwę na zakupy w sklepie monopolowym i tu kolejny raz policja udowodniła, że ma wyjebane dosłownie na wszystko. Ponownie zwycięzcą okazał się pan w okularach (ten sam, który za godzinę miał skończyć swoją zmianę), który przyglądał się całej sytuacji, popijając zimny napój i paląc niezliczoną ilość papierosów. Po przerwie na regenerację, ruszamy w kierunku przystanku, skąd kilkanaście minut później odjeżdżał PKS do Rypina. Ponieważ czasu było coraz mniej, a droga do przebycia była dość długa, część trasy postanawiamy przebiec, co lekko zdezorientowało obstawiających nas mundurowych. Trzeba jednak przyznać, że ci nie robili nam większych problemów, co w ostatnim czasie jest coraz rzadziej spotykanym zjawiskiem…

Po kilkunastu minutach marszu, wreszcie docieramy na miejsce. Wcześniej dostajemy informację, że nasz PKS odjechał, ale i tak nie było już w nim miejsca. W zamian za to, do Rypina dotrzemy kolejnym, na który trzeba było jednak trochę poczekać. Przystajemy więc w sąsiedztwie cmentarza i wyczekujemy na autobus. Już wtedy wiadomo było, że na początek meczu nie zdążymy, a pod stadionem zameldujemy się prawdopodobnie w drugiej połowie. Jak więc widać, historia lubi się powtarzać, bo dokładnie tak samo było kilkanaście dni wcześniej w Wejherowie. Działy się tu również trudno wytłumaczalne zjawiska, jak chociażby zniknięcie powietrza z opony w jednym radiowozie 😉 Po dłuższej przerwie (niektórzy już zwątpili, że będzie nam dane pojawić się tego dnia w Rypinie), wreszcie podjeżdża PKS, którym pokonujemy ostatnie kilometry dzielące nas od miasteczka, w którym grał nasz Chrobry. Podróż mija dość szybko, a część wyjazdowiczów umila ją sobie rozmawiając z pasażerkami autobusu 😉 Po kilkudziesięciu minutach jazdy, wreszcie jesteśmy na miejscu! PKS odwozi nas w okolice stadionu, gdzie już czeka na nas ogromna liczba kabaryn i białych kasków. O ile policja w Kowalewie Pomorskim podchodziła do wszystkiego dość lajtowo, to tutaj było zupełnie inaczej. Wiadomo było także, że informacja o naszym zakazie dotarła już do Rypina i na stadion nie wejdziemy. Mimo wszystko podchodzimy w okolice obiektu i rozpoczynamy nasz doping od słynnego „Jesteśmy zawsze tam…” Widoczność na to, co działo się na murawie była ograniczona praktycznie do maksimum, dlatego mogliśmy skupić się głównie na aspektach wokalnych. Zaznaczamy również, że mimo zakazów jesteśmy z naszym Chrobrym. Na płocie pojawia się też transparent z hasłem „Piłka nożna dla kibiców”. Pod stadionem beniaminka naszej ligi stoimy przez kilkanaście minut i jeszcze przed zakończeniem meczu udajemy się w drogę powrotną, co było wymuszone godziną odjazdu naszego transportu. O wyniku końcowym meczu z Lechem dowiedzieliśmy się więc z relacji tekstowej. Rezultat nie uległ zmianie i pojedynek zakończył się bezbramkowym remisem.

Szybki powrót do Kowalewa Pomorskiego i już niedługo później mogliśmy wyruszyć w drogę powrotną. Podróż, podobnie jak w pierwszą stronę, mijała dość wolno i każdy szukał sposobu na zabicie nudy. W Głogowie meldujemy się około godziny 23.

Wyjazdem do Rypina udowodniliśmy, że żadne zakazy nie ograniczą nam naszej pasji i wsparcia dla piłkarzy Chrobrego. Mimo prawie całodniowej wyprawy i braku możliwości obejrzenia tego, co działo się na boisku, wyjazd na mecz z Lechem miał swój klimat i z pewnością zostanie zapamiętany na dłuższy czas. Gdy byliśmy w Kowalewie Pomorskim i nasza obecność w Rypinie stanęła pod znakiem zapytania, każdy z nas marzył o tym, aby chociażby na chwilę zjawić się pod stadionem, na którym grał nasz zespół i zaznaczyć swoją obecność odpowiednią przyśpiewką. Ostatecznie mimo zakazu, w Rypinie pojawiamy się w 48 osób. Ci co byli na pewno nie żałują, że spędzili sobotę na kibicowskim szlaku i pokonali setki kilometrów, aby przez kilkanaście minut dopingować naszych piłkarzy. Ci, których z nami zabrakło, mają powody do narzekania, bo ominął ich naprawdę ciekawy wyjazd, którego w 100% nie opisze żadna relacja. To trzeba było zobaczyć na własne oczy!

Na koniec wielkie podziękowania dla osób z klubu, piłkarzy oraz trenerów za pomoc w tym dniu. Podziękowania również dla chłopaków z Elany Toruń za podrzucenie prowiantu. PIŁKA NOŻNA DLA KIBICÓW!

escort mersin