W poprzednim sezonie kibice Chrobrego polskie morze zaliczyli jadąc na wyjazdowy mecz z Bałtykiem Gdynia. W tym sezonie Bałtyku w naszej lidze już nie ma, ale jest za to beniaminek z Wejherowa, miejscowości oddalonej od kilku znanych punktów wypoczynkowych zaledwie o kilkadziesiąt kilometrów. Jak więc łatwo się domyślić, wyprawa na mecz z Gryfem połączona była z krótką wizytą nad Morzem Bałtyckim.
Wejherowo to najdalszy przystanek na naszej wyjazdowej mapie w sezonie 2012/2013 i eskapada na spotkanie z Gryfem zapowiadała się jako jedna z najciekawszych, o ile nie najciekawsza, w całej rundzie jesiennej. Niezbyt korzystnie dla nas ułożył się jedynie termin rozegrania tego meczu, bo aby pokonać niemal całą Polskę w środku tygodnia, trzeba było się wcześniej trochę nakombinować. Czego jednak się nie zrobi dla swojej ukochanej drużyny…
Pierwszy gwizdek meczu Gryf – Chrobry zaplanowano na godzinę 17, a w trasę wyruszyliśmy znacznie wcześniej, bo o około 5 nad ranem. W kierunku Wejherowa wyjechaliśmy dwoma autokarami, a sama podróż dłużyła się niemiłosiernie. Duży wpływ miała na to jadąca z nami policja, która zafundowała nam szczegółowe zwiedzanie Polski, prowadząc nas chyba najdłuższą drogą, jaką znali. Dzięki nim musieliśmy zrobić również kilkudziesięciominutowy postój w Lubuskiem, a w dalszą trasę mogliśmy ruszyć dopiero po przybyciu AT. Jak więc widać, eskortowanie grupy kibiców jadących na mecz swojej drużyny, to niezwykle niebezpieczne wyzwanie, która wymaga ogromnej mobilizacji w szeregach milicji…
Czas upływał, na liczniku coraz więcej pokonanych kilometrów, wkurwienie wyjazdowiczów rosło, a podróż trwała i trwała, jakby bez końca. W końcu udało się, dotarliśmy! Chwilę po godzinie 15, dziesięć godzin po naszym wyjeździe z Głogowa, dojechaliśmy do Łeby, gdzie mogliśmy trochę odpocząć przed meczem. Drogę z autokarów nad morze przemierzamy ze śpiewem na ustach i w towarzystwie wybuchających achtungów, co spotkało się ze sporym zainteresowaniem miejscowych. Na plaży robimy pamiątkowe zdjęcia, niektórzy sprawdzają temperaturę wody w Bałtyku, a następnie zajmujemy wszystkie okoliczne punkty gastronomiczne, gdzie ładujemy akumulatory przed pojedynkiem z Gryfem. Sporym zainteresowaniem wśród wyjazdowiczów cieszyło się piwo Łebskie, sprzedaż którego w środowe popołudnie znacznie wzrosła 😉
Po ponad godzinnym pobycie w Łebie, wracamy do autokarów i jedziemy w kierunku Wejherowa. Nad morzem zabieramy ze sobą kilku kibiców-wczasowiczów, którzy spędzali urlopy ze swoimi kobietami. Ukochane wcześniej wróciły do domu, a fanatycy swoje wczasy zakończyli wyjazdem na mecz Chrobrego. Jadąc do Wejherowa, kolejny raz daje o sobie znać milicja, która prowadzi nas w tempie porównywalnym to tempa ich myślenia, czyli niezbyt zabójczym. Warta odnotowania jest również droga prowadząca na stadion Gryfa. Obiekt sportowy był bowiem chyba jednym z ostatnich miejsc, jakich można się było tam spodziewać. Autokary z trudem pokonały leśną trasę i pod stadionem beniaminka zameldowaliśmy się chwilę przed rozpoczęciem drugiej odsłony meczu. Tam zostajemy poinformowani, że do sektora wejdą jedynie osoby, których nazwiska znalazły się na liście przesłanej dzień wcześniej. W związku z tym, że sporo osób dopisało się w dniu wyjazdu, postanawiamy, że wchodzimy wszyscy albo całą grupą zostajemy pod stadionem. Ostatecznie skończyło się na drugiej opcji, choć nie do końca…
W pewnym momencie otworzyła się brama prowadząca na boczne boisko, a że grzechem byłoby nie skorzystać z takiego zaproszenia, pokonujemy murawę i stajemy obok klatki dla gości, mając całkiem dobrą widoczność na to, co dzieje się na boisku. Niestety, chwilę po naszym przybyciu, Chrobry traci bramkę i zawodnicy muszą gonić wynik. My wieszamy na płocie flagę z celtykiem i kontynuujemy doping, a na murawie i w jej okolicach co jakiś czas lądują stroboskopy i petardy hukowe. W pewnym momencie podchodzi do nas szeryf i chce, żeby osoby z listy weszły do klatki dla gości. Zamiast odpowiedzi usłyszał jednak doping dla pomarańczowo-czarnych i chyba zrozumiał, że nie dojdziemy do porozumienia. Chwilę później za naszymi plecami pojawiają się białe kaski i jesteśmy zmuszeni opuścić teren stadionu. Nie obyło się oczywiście bez odpowiednich przyśpiewek, a „Zawsze i wszędzie…”, „Raz sierpem…” czy „Zomowcy” to tylko kilka z nich. Zanim opuszczamy boczne boisko, każdy zostaje spisany i do końca meczu stoimy pod autokarami, skąd prowadzimy doping i rozmawiamy z sobowtórem Carlesa Puyola 😉 Razem z miejscowymi skandujemy także „Piłka nożna dla kibiców”.
Gospodarze wystawiają kilkudziesięcioosobwy młyn i przez cały czas prowadzą doping dla swojej drużyny. Prezentują również flagowisko. Na płocie wieszają kilka fan, w tym jedną z hasłem „Fanatycy najemnicy”…
Wynik spotkania nie uległ już zmianie i nasi zawodnicy przegrali na terenie beniaminka 0:1. Po meczu podchodzą w okolice sektora gości i z kilkudziesięciu metrów dziękują nam za doping, a my wspieramy ich, śpiewając „Czy wygrywasz, czy nie…”
Łącznie w Wejherowie meldujemy się w 83 osoby, w tym 27 kibiców Stilonu Gorzów. Dzięki za wsparcie! W tym samym dniu piłkarze Stilonu wygrali pucharowe derby z Wartą Gorzów 3:1 i awansowali do kolejnej rundy rozgrywek.
W Głogowie jesteśmy przed 4 nad ranem, a więc prawie 24 godziny po wyjeździe w kierunku Morza Bałtyckiego. Wyjazd do Wejherowa, mimo faktu, że boiskowe zmagania mogliśmy śledzić przez 10-15 minut, trzeba ocenić na spory plus i postawić na zupełnie innej półce niż chociażby wcześniejszą wyprawę do Jarocina…
Pozdrowienia dla wszystkich obecnych i raz jeszcze podziękowania dla Stilonowców za dobre wsparcie! Chrobry & Stilon!
Więcej zdjęć z wyjazdu do Wejherowa dziś wieczorem.