Latami nie było aż takiego ciśnienia na derby, jak teraz. Tak naprawdę trudno powiedzieć, skąd ono się wzięło. Nie dziwią więc liczby po obu stronach. Dla obu rekordowe.
Naszych kilka setek to nie do końca efekt ciśnienia na ten mecz i dwóch tygodni zbierania podpisów oraz reklamy w różnych formach. W tym filmu, wokół którego aferę zaczęły kręcić marne głogowskie media. Powiedzielibyśmy, że to efekt dążenia do swego przez lata. A te dążenia mają źródło w marcu 2005 roku, gdy przełamano się po głębszym kryzysie i pojechano do Zabrza. W 25 osób. Wtedy powoli coś zaczynało się tworzyć.
Wyjazd do Legnicy był typowo masowym. Mógł jechać każdy, kto chciał. Celem minimum było więc 500. Niewielu jednak przewidziało, że zainteresowanie wyprawą przekroczy najśmielsze oczekiwania. Nie znamy osoby, która w liczbowych typowaniach zapędziłaby się do granicy 700 osób. Znamy za to takie, które na dwa, trzy dni przed spotkaniem na pytanie o ilość zapisanych reagowały krótkim „o kurwa!”.
Zdawaliśmy sobie sprawę z tego, że do Legnicy wybierze się trochę osób debiutujących z Chrobrym na szlaku. Istniały więc obawy co do godziny zbiórki i wyjazdu – czy aby nie za późno, jak to wszystko ogarnąć itp. Tymczasem poszło z górki. Na parking przy pływalni podjechało 7 autobusów i ponad 30 aut. Zbiórkę wyznaczono na godz. 9.30, ale już ok. 45 minut później niemal wszyscy byli w swoich pojazdach. Te większe zostały poupychane do bólu.
Całą drogą, od momentu wyjazdu z Głogowa, jechaliśmy w jednej kolumnie z eskortą policji. Niekiedy z zawrotną prędkością 40, 50 km/h. Mimo tego przed godz. 12 wjechaliśmy do Legnicy. To był duży organizacyjny sukces.
Wpuszczanie na sektor nie należało do najszybszych, ale zapas czasowy pozwolił podejść do tego na luzie. Zresztą najważniejsze, że działacze Miedzi nie zrewanżowali się za to, jak potraktowano ich fanów w Głogowie przed kilkoma miesiącami, i nie robili problemów tym, którzy zapisywali się nawet w dniu spotkania. Początkowo przecież otrzymaliśmy 640 biletów, których liczbę bez niepotrzebnych zgrzytów zwiększono. Po rozpoczęciu meczu w zasadzie wszyscy byli w środku. Na czas dojechał charakterystyczny, bo w całości niebieski Stilon – autokarem i autami w 77 osób.
Wywiesiliśmy 5 flag, w tym jedną naszego układowicza z Gorzowa. Łącznie 780 osób było ściśniętych w wyznaczonej części trybuny. Bark przy barku, każdy w pomarańczowej pelerynie – to robiło świetne dla oka wrażenie. W pierwszej połowie zaprezentowaliśmy przygotowaną oprawę. Sektor podzieliliśmy na cztery części, a osoby w każdej trzymały duże transparenty na kijach z odpowiednimi literami: M Z K i S. Naszym najsłabszym ogniwem był za to doping. Ten tylko w niektórych momentach należał do pokaźniejszych. Przeważnie jednak nie wykorzystywano potencjału tylu osób. Wynikało to głównie z faktu, że egzaminu nie zdał megafon. Fani znajdujący się w krańcowych częściach trybuny w ogóle nie słyszeli prowadzącego, stąd kilka przyśpiewek było niezgranych.
Swój rekord pobiła także Miedź. Ta podczas meczów u siebie prezentuje się dobrze od dłuższego czasu, więc ponad 1000 dopingujących osób nie jest dziełem przypadku. Gospodarze byli wspierani przez ok. 250 kibiców Śląska ze swoimi fanami.
I miejscowi nie do końca wykorzystali liczbowy potencjał. Nie był to bowiem ryk 1000-1200,1300 gardeł (na tyle Miedź określiła się maksymalnie), ale generalnie śpiew od początku do końca utrzymywał się na dobrym poziomie. W drugiej połowie trybuna pod zegarem zaczęła nawoływać do wspólnej zabawy pozostałą część stadionu. Po kilku próbach udało się, bo do dopingu włączyły się najbliższe temu fanatycznemu sektory.
Miedź bez oprawy. Z czasem poleciało gromkie „tutaj miała być oprawa, podziękujcie stróżom prawa”. Legniczanie bowiem przygotowali się od strony ultras, ale swojego działa nie mogli zaprezentować przez policję, która, podpierając się ustawą, zabroniła wnoszenia sektorówek.
Derby, jak do derby nie mogły obyć się bez uprzejmości. Po obu stronach wrzuty na rywala stanowiły dużą część repertuaru, jednak rzadko jechano po sobie na zasadzie dialogu. Rzadko bowiem oba młyny zajęte własnym wokalem słyszały to, co dochodziło z drugiej strony. Warto jednak zaznaczyć, że tak Chrobry, jak i Miedź w tej materii trochę się postarały, przygotowując specjalne przyśpiewki pod adresem przeciwnika.
Sumując, derby, choć okazałe jak nigdy pod względem liczbowym, nie miały tego czegoś. Trochę zabrakło klimatu, nie było tego wyrazu, więc jedyne, co po tym meczu będzie się pamiętać, to liczby. Niestety, nic więcej. W całym kraju poszczególne ekipy wystawiają coraz większe młyny, jeżdżą za swoimi drużynami w coraz większych liczbach, ale mamy wrażenie, że w tym wszystkim gdzieś zaciera się trochę atmosfery, a wszystkie spotkania odbywają się na jedno kopyto. Przyjechać, pośpiewać, wrócić.
Dziękujemy Stilonowi za kolejne świetne wsparcie, tym bardziej, że 77 kibiców z Gorzowa musiało zrezygnować z wyprawy do Witnicy, gdzie tego dnia grała drużyna spod znaku „eSki”. Dziękujemy też naszym kibicom z innych miast: Żaganiowi, Białołęce, która też pobiła swój własny rekord (32) i kilku innym. Razem tworzymy historię, którą warto będzie się chwalić po latach.