Losowanie, w którym w 1/16 finału Pucharu Polski trafiliśmy na Lecha i to, co działo się bezpośrednio po nim, w tym sprzedaż biletów, pokazało, że to będzie mecz inny, nić wszystkie. Wcale nie lepszy. Inny. Nagle tyle osób przypomniało sobie, na której ulicy mieście się głogowski stadion. Z drugiej strony i takie doświadczenia, jakie wynieśliśmy z pucharowego pojedynku, są potrzebne.
Najwcześniej do meczu zaczęli przygotowywać się ultrasi, którzy zaraz po losowaniu snuli plany, zamawiali, kombinowali. Jednak w związku z tym, że fanów Lecha Poznań obowiązuje zakaz organizowania wyjazdów na Puchar Polski za finał w Bydgoszczy, nie był to pojedynek, który wymagał niebywałych przygotowań. Nawet reklama była zbędna. Może jedynie należało się zastanowić, jak to wszystko ugryźć od strony organizacyjnej. Masa pikoli, bilety przypisane do miejsc, pełne trybuny… To była dla nas w jakiejś mierze nowość.
Tuż przed pierwszym gwizdkiem w sektorze byli już niemal wszyscy. Temat dobrze ogarnął młynowy, który zdecydowanie przedstawił sytuację.
– Nie chce ci się ruszyć dupy, nie chce ci się śpiewać, to teraz stąd wy… wypad. Tu nie ma miejsca dla pikoli. Tu się stoi i dopinguje od początku do samego końca – oznajmił.
Część osób wstała i się zawinęła. Byli jednak i tacy, którzy uparcie wytrwali w fanatycznej scenerii do końca, siedząc na dupach. Jedynie stale zajmowany przez nas sektor Y był w całości wypełniony publiką, która wiedziała, po co stanęła przed gniazdem.
Generalnie nie słyszeliśmy o mnożących się przypadkach pretensji, że ktoś siedzi na jego miejscu. Raz tylko ktoś przyburzył, że flaga zasłania mu widok z pierwszych rzędów. Musiał zmienić miejsce.
Warto podkreślić, że po raz pierwszy przy prowadzeniu dopingu skorzystaliśmy z nagłośnienia. Megafon przy meczach z Górnikiem Wałbrzych, a ostatnio z Miedzią Legnica nie zdawał egzaminu.
Doping był prowadzony od początku do samego końca. Z krótkimi przerwami i z momentami mocniejszego uderzenia. W pierwszej połowie zaprezentowano specjalnie przygotowaną na ten mecz oprawę. Długą na ponad trzy sektory sektorówkę z „pieczątką” Chrobry i transparentem „and nothing else matters”, czyli „i nic innego się nie liczy”. Oba płótna układały się w pomarańczowo-czarne pasy. W drugiej odsłonie były jeszcze balony i chaos z flag, choć to bardziej tylko takie dopełnienie całości.
Co do głównej oprawy: biorąc pod uwagę towarzyszące jej dziwne komplikacje i perypetie, wyszła dobrze. Lepiej, niż się spodziewano. Tu dodajmy tylko, że kilka osób nieźle się napracowało, aby wszystko miało ręce i nogi. Wyjęty z życiorysu poniedziałek i dla jednego z kibiców pobudka we wtorek już o 5 rano.
Gdy po raz drugi rozciągnięta sektorówka opadała na dół, na płocie rozwinięto transparent „Choć nastały ciężkie czasy, my nie odejdziemy stąd. Nie wyrzuci nas policja ani POjebany rząd”. Po kilku minutach ktoś się zorientował, co jest grane i nakazał ochronie zdjęcia płótna. Swój cel jednak osiągnęliśmy 😉
W pierwszej połowie na stadion weszła 62-osobowa grupa kibiców Lecha, której pomagaliśmy ogarnąć bilety i zająć miejsce w sektorze. Goście zaczęli dopingować w drugiej części. Wspólnie kilka uwag skierowano w stronę policji. Nie brakowało też tradycyjnych „pozdrowień” dla PZPN.-u.
Ilu nas było? Jeden z naszych statystyków ogarnął zdjęcie, doliczając się na nim stojących ok. 650 osób na długości czterech sektorów. Może i były momenty, w których śpiewali wszyscy, ale na ogół robiło to +/- 500 fanów. Z czego bardziej rozgarnięta grupa to mniej więcej 300 kibiców. Generalnie, choć swego czasu meczowi z Górnikiem Wałbrzych towarzyszył blisko 1000-młyn, wtedy publika była chyba bardziej kibicowska. Raz spróbowano wokalu na dwie strony, w czym pomogła stojąca przez chwilę na wprost młyna grupa ludzi od nas.
Dzień po meczu z Lechem w zasadzie nie ma nad czym długo debatować. Spotkanie z fajną atmosferą, to na pewno, inne, niż większość, ale chyba jednak wolimy te zwyklejsze. Nawet takie, jak to najbliższe z ROW-em Rybnik. Bez pikoli.
A ilu tych Januszy przybyło na Lecha niech świadczy sytuacja z 70 minuty. Na boisko wchodzi Rudnev, co oznajmia spiker, na co pół stadionu reaguje oklaskami. Bez komentarza.
Razem z nami 4 kibiców Stilonu Gorzów. Sam Stilon parokrotnie pozdrowiliśmy.