Z meczem w Gdyni było sporo zamieszania. Najpierw nie było jasne, kiedy i o której odbędzie się spotkanie. W międzyczasie okazało się jeszcze, że zorganizowane grupy kibiców gości obowiązuje zakaz. Ostatecznie postanawiamy nie odpuścić wyjazdu, który rzeczywiście można nazwać prawdziwym wyjazdem. Już na ponad tydzień przed meczem przygotowano więc plan wyprawy i rozpoczęto zapisy, biorąc pod uwagę jednak przede wszystkim tylko tych bardziej angażujących się.
Postanowiono podróżować pociągiem. Wiadomo, klimat. Ten najbliższą w naszym otoczeniu stację miał jednak w Lesznie, dokąd docierał ok. 7 rano, więc poszczególne grupy wyruszały tam skoro świt, bo już po 5. Na miejscu jeszcze trochę się pokręcono, m.in. robiąc ostatnie zakupy, a tym samym zabijając pozostały do odjazdu pociągu czas. W końcu załadowano się do środka.
Początkowo podróżowaliśmy w 68-osobowej grupie. Później dołączyli fani Stilonu Gorzów, więc razem jechano w 90 osób.
Początkowo też zajęliśmy zwykłe wagony z przedziałami, jednak szybko udostępniono nam ten końcowy.
– No nie, jak w Anglii – skomentował jeden z byłych emigrantów po wejściu do środka. Wygodne fotele, klimatyzacja, telewizor (choć nie działający), tuż obok Wars… Aż tak okazale jednak nie było. Trafiliśmy chyba na najgorętszy w tym roku weekend, więc z czasem nawet otwarte okna nie pomagały, przez co podróż stała się tyle samo długa, co uciążliwa.
Pociąg dojeżdżał na miejsce już na cztery godziny przed zaplanowanym na 18 meczem Bałtyku z Chrobrym. Naszym celem nie był jednak tylko Narodowy Stadion Rugby w Gdyni. Towarzystwo wysiadło bowiem w Sopocie, pewnym krokiem zmierzając w stronę miejscowej plaży tuż przy słynnym molo.
– Kto to?
– Nie wiem. Chyba jakiś obóz sportowy – komentowano przemarsz, choć przecież głośno oznajmialiśmy, kim jesteśmy 😉
Na plaży spędzono łącznie dobre dwie godziny. Błyskawicznie rzucono się w stronę wody, co spotkało się z równie błyskawiczną reakcją ratowników ;), tyle że ich ostrzegawczych gwizdków, powiedzmy, nie słyszano. Później piwko, a jak już załatwiono jedno i drugie, to kawalerzy zabrali się za plażowiczki. Z mniejszym bądź większym powodzeniem.
Wszystko, co dobre szybko się kończy. Ok. 16.30 ruszono w stronę Gdyni. Przemarsz, pociąg, znów przemarsz. Dopiero pod stadionem zauważa nas policyjna radiolka, do której wraz z upływem czasu dołączają kolejne posiłki. Śmiechowo się zrobiło, gdy na terenie obiektów zauważono znane kibicowskiej braci auto z blachami na DGL z kryminalnymi w środku. Wzajemnie się pozdrowiono.
W dostaniu się na stadion pomagali nam kibice Bałtyku, za co serdeczne dzięki. Przejście przez kołowrotki choć było długie, to jednak nie robiono nam większych problemów. Przyczepiono się jedynie do jedynej na tej wyprawie flagi, ale spryt spowodował, że ta i tak powędrowała na trybuny, a nie została w depozycie. Poza obiektem został tylko zakazowicz.
Na stadionie zajmujemy miejsce na trybunie gospodarzy. Po wywieszeniu fany podbiła ochrona, ale skończyło się na wymianie zdań. Staramy się jakoś ciągnąć doping, jednak zmęczenie robiło swoje i ten nie był jakiś specjalny. Może poza końcówką. Dobrze, że nad nami było zadaszenie, które na pewno zacierało gorsze z naszej perspektywy wrażenie. Nie zabrakło uwag w stronę policji i PZPN-u. Na tych zatrzymał się spiker.
– Panowie, nie widzę waszych twarzy, ale dajmy sobie spokój, naprawdę – mówił jakby bardziej humorystycznie, niż na innych stadionach.
Dość swobodnie poruszaliśmy się po tym ładnym obiekcie. Nie robiono najmniejszych kłopotów, jeśli ktoś z nas zechciał dostać się do przystadionowego sklepu po jakiś napój czy kiełbę z grilla.
Bałtyk młyna jako takiego nie wystawił. Dopingować zaczął później niż, my, ale pomagała mu reszta publiki. Fajne wrażenie sprawiały momenty, w których większość zgromadzonych machała rozdawanymi przed spotkaniem małymi flagami na kij.
Ciekawe rozwiązanie zaprezentowali organizatorzy, którzy na terenie stadionu rozstawili dmuchany plac zabaw dla najmłodszych, w tym pole do gry w piłkę. Widać, że Bałtyk stara się przyciągnąć do siebie całe rodziny.
Z obiektu na poszczególne stacje przemierzamy już z dość silną obstawą policji. Ponad 20 mundurowych dodatkowo wsiada z nami do wyruszającego po godz. 21 pociągu. I tak z dobre dwie godziny podróżuje.
W pociągu umilano sobie czas na różne sposoby. Trudne do opisania 😉 Na kilku stacjach mamy dłuższe, nieplanowane przez PKP postoje, przez co do Leszna docieramy z blisko 1.5-godzinnym opóźnieniem. Na dworcu wita nas kolejny oddział policji z kamerą na chodzie, ale to tyle od nich. W Głogowie jesteśmy w ok. 7 rano.
Za nami więc ponad 24-godzinny wyjazd, ale przede wszystkim eskapada, na którą tyle czekano. Chrobry!
Osobne podziękowania i pozdrowienia kierujemy w stronę wspierających nas fanów Stilonu Gorzów i raz jeszcze kibiców Bałtyku za pomoc.