Zgodnie z zapowiadanym protestem, który trwa w całej kibicowskiej Polsce, do 80 minuty sobotniego spotkania z Promieniem Żary sektor „Y” świecił pustkami. Na płocie pojawił się transparent o treści „tak dziś Donald pokazuje, jak się w Polsce dopinguje”, z kolei w gnieździe… kaczor z popularnym swego czasu hasłem „nie będzie niczego”. Ostatnie 10 minut było jednak najlepszym momentem pod względem dopingu w tym sezonie. Nie pomogło. Wręcz przeciwnie i wtedy coś pękło. Schodzących do szatni piłkarzy żegnały gwizdy całego stadionu, ale nie tylko.
Do 80 minuty mały happening tworzono nie tylko poprzez płótna i zabawkową postać kaczora Donalda, ale także dźwięk piszczałek i innych tego typu gadżetów. W końcu nasz rząd poprzez swoje działania daje wyraz temu, że takie tło będą najlepsze dla widowisk piłkarskich. Po upływie czasu sektor momentalnie wypełnił się ok. 150-osobową grupą kibiców, która doniośle starała się dołożyć swoje pięć groszy do korzystnego wyniku. W samej końcówce drużyna jednak całkowicie się pogubiła. Czarę goryczy przelała bramka w doliczonym czasie gry. Podchodzących pod sektor zawodników nie żegnano więc brawami, tylko mniej i bardziej, dużo bardziej dosadnymi przyśpiewkami. Z każdej strony stadionu. Nic dziwnego. Wszystko ma swoje granice. Zbyt wiele było w przeciągu ostatnich kilkunastu miesięcy tak kompromitujących i ośmieszających klub w mieście wydarzeń.
Do Głogowa dotarła 15-osobowa grupa fanów Promienia Żary, która jednak nie skorzystała z możliwości wejścia do sektora, choć, o dziwo, miała na to przyzwolenie. Część meczu obejrzała stojąc za murem okalającym obiekt, parokrotnie poprzez odpowiednie przyśpiewki przyłączając się do protestu.