Przed Państwem kolejny, czternasty już „Głos Kibola”. Jak co środę, autor felietonów przedstawia kilka ciekawych tematów. Tym razem znalazło się coś o ostatnim meczu Chrobrego czy dawnym wyjeździe na mecz MJO do Nowej Soli. Zapraszamy do lektury!
Jak co środę – GŁOS KIBOLA!
Obawy były duże. Wszak Chrobry jechała do Katowic na mecz z Rozwojem, który jeszcze w tym sezonie nie zaznał smaku porażki na własnym stadionie. Jednak od początku spotkania, to „pomarańczowi” nadawali ton widowisku. Bramka dla głogowian wisiała w powietrzu od początku meczu. Groźne kontry i po profesorsku rozgrywany atak pozycyjny. Bezbłędni w obronie, agresywni w środku pola, do bólu konsekwentni w ataku. Rozwój na tle Chrobrego, wyglądał jak dziecko motające się we mgle. Głogowianie nie pozwalali gospodarzom na wiele. Mimo, iż drugą bramkę pomarańczowi strzelili dopiero w doliczonym czasie gry, Chrobry grę w pełni kontrolował i ani przez moment zwycięstwo nie było zagrożone. Dla mnie, był to jeden z najlepszych meczów Chrobrego w rundzie. Brawo Panowie, za mecz w Katowicach „czapki z głów”.
Zwycięstwo w Katowicach rozwiewa wszelkie wątpliwości. Chrobry to najpoważniejszy kandydat do awansu. Pora już chyba na jasną deklarację w tym temacie. Wystarczy już paplaniny w stylu – „liga długa i nieprzewidywalna”, lub też oklepanych tekstów „nie myślimy o awansie, liczy się najbliższy mecz”. Kibice Chrobrego oczekują odważnych decyzji. I deklaracji – Chrobry gra o AWANS! Walczymy o I ligę. Kiedy, jak nie teraz?
Niedziela 30 kwietnia 1995 roku. Słoneczny poranek. Na dworcu zjawiam się z samego rana. Na razie pustki. Zdziwienie, miało nas być sporo – pięć, sześć dyszek. Zebrało się nas… 10! Lekkie dozbrojenie i ruszamy do Nowej Soli. Jedziemy wspierać naszych przyjaciół z Oławy. Na dworcu w Soli, dołączają do nas kolejni kibice Chrobrego oraz fani Moto Jelcza Oława. Razem jest nas 22 osoby. Na meczu dużo atrakcji. Zwiedzanie stadionu, murawy, gonitwy za z miejscowymi. Ogólnie do Głogowa wracaliśmy wzbogaceni o kilka szalików i parę flag miejscowych.
Spotkanie Polonia Nowa Sól – Moto Jelcz Oława rozegrane prawie dziewiętnaście lat temu to mój pierwszy kontakt z kibicami z Oławy. Zgoda z Moto Jelczem zawiązana została w końcówce lat 80’ ubiegłego wieku. Wówczas kibice Chrobrego przyjazne stosunki utrzymywali także z fanami Śląska Wrocław. Właśnie na meczach we Wrocławiu doszło do pierwszych kontaktów i wspólnych rozmów. Mijały lata, zgoda trwała, jednak zmieniał się klimat na stadionie Chrobrego. Zgoda Chrobry – Śląska przestała istnieć. Natomiast Kibice Moto Jelcza na Śląska jeździli dalej w charakterze fan-clubu. Wprawdzie przyjaźń Chrobry – Moto Jelcz ograniczała się do kilku wspólnych spotkań w roku, ale przyznać trzeba także, że każde z nich było godne zapamiętania. Niezapomniane eskapady na Jelcza do Polkowic czy też do Oławy na derby z Wałbrzychem. Pamiętny wyjazd na Chrobrego do Legnicy w połowie lat 90’ gdzie przed meczem kibice z Oławy tracą flagi na rzecz Miedzi. Po spotkaniu hoolsbusik Chrobrego wyrusza w miasto. Przejażdżka po Legnicy całkiem udana. „starszyzna” Chrobrego flagi Moto odzyskuje, jednocześnie wzbogacając się o kilka „barw” legniczan.
W 1996 roku po „sławetnym” wyjeździe Chrobrego do Gdańska, na Wita Stwosza powolutku do głosu dochodzi młodsza część sektora zajmowanego przez najzagorzalszych sympatyków Chrobrego. Następuje zmiana warty. Jednocześnie pogarszają się stosunki z kibicami z Oławy. Zgoda istnieje nadal, ale na stadionie coraz więcej głosów niezadowolenia. Nie podobało się nam, że utrzymujemy przyjazne kontakty z jakimiś fan-clubowiczami. Dochodziło do paradoksów. Jechaliśmy na zgodę do Oławy, a później awantury z kibicami Śląska którzy byli na tym samym meczu. Żeby było śmieszniej, kilka dni później oglądaliśmy flagę OŁAWA na stadionie Śląska. Taka sytuacja wiecznie trwać nie mogła. Nie chcieliśmy oczywiście Oławie stawiać żadnych warunków. Od zawsze jeździli na Śląska, i zawsze na Śląsk jeździć będą. Nie mogliśmy jednak zgodzić na utrzymywanie przyjaznych kontaktów z fan-clubem Śląska Wrocław, z którym na szlaku kibicowskim dochodziło do wielu starć. Ktoś ten „toksyczny związek” przerwać musiał.
Okazja nadarzyła się 22 listopada 1998 roku. Chrobry swój mecz rozgrywał we Wrocławiu na Polarze. Na tym spotkaniu spodziewaliśmy się – jeszcze wówczas – zgodowiczów z Oławy. Kibice Moto Jelcza przyjechali w kilka osób. Od razu przystąpiono do rozmów. Kilkanaście minut później zgoda z kibicami Moto Jelcza Oława przeszła do historii. Trwała 12 lat.
Zawsze w piątki były spotkania. Tydzień w tydzień spotykaliśmy się na koronie stadionu. Planowanie kolejnego wyjazdu, wspólne pomysły na projekty nowych flag, tworzenie oraz nauka nowych piosenek, informacje bieżące, zbiórki pieniążków, analiza odbytej podróży za Chrobrym. Czasem było nas 50, a czasem kilkunastu. Spotkania odbywały się jednak systematycznie.
Najfajniej i najciekawiej było zawsze, kiedy udało się na zebranko zaprosić „starszyznę”. Po omówieniu najważniejszych informacji, przy kufelku zimnego piwka „starzy” zabierali nas w podróż w „przeszłość”. Opowiadali stare dzieje na Wita Stwosza. Opowiadali, a MY słuchać mogliśmy godzinami… Dla nas „małolatów” byli to ludzie, których słowa były jak „świętość”. Pragnęliśmy być tacy jak oni. Ich pseudonimy znaliśmy na pamięć. Siła charakteru, siła pięści, długość czasu w którym działają, charyzma! „STARA GWARDIA” – ludzie Symbole!
Nigdy nie zapomnę, jak z Dumą opowiadali o swej przeszłości. O Ludziach którzy już w latach 70’ w sektorze pod starym zegarem formowali pierwszy „nieśmiały” młyn. Pierwsze wyjazdy do Nowej Soli, Zielonej Góry czy Legnicy. Jeszcze wtedy bez szalików i flag za to z autokarami wypełnionymi ludźmi. Na mecze jeździły całe zakłady pracy. Pierwsze akcje „bojowe”, jak ta w Kostrzynie na Celulozie, kiedy Chrobry miał szanse awansować do II ligi. Była to końcówka lat 70’. Kibice Chrobrego niezadowoleni z postawy sędziego, który ewidentnie „drukował” na rzecz miejscowych, najpierw pogonili go ze stadionu a następnie spalili mu samochód.
Nigdy nie zapomnę opowieści o chłopakach z ul. Budowlanych i Wita Stwosza, którzy w latach 80’ kierowali głogowskim ruchem kibicowskim. Wówczas fani Chrobrego byli coraz bardziej zgrani i coraz lepiej zorganizowani. Lata 80’ to także rekordowe wyjazdy, jak ten do Nowej Soli w 1983 roku, kiedy Chrobry grał o awans do II ligi. Z Głogowa wyjechało ponad 1000 osób. Zwyczajem wyjazdu do Soli było to, że głogowianie zawsze wyganiali miejscowych z sektora. Tak było we wspomnianym 1983 roku jak i później.
Opowieści o niezapomnianym pierwszym sezonie Chrobrego w II lidze w połowie lat 80’. Pierwsze kontakty z czołówką kibicowską w Polsce. Pierwsze szaliki-pasiaki robione na wzór szalika Dynama Drezno. Każdy mecz Chrobrego był świętem. W końcówce lat 80 na płotach stadionu przy Wita Stwosza wisiało ponad 30 flag! Z każdym rokiem fani z Głogowa byli coraz lepsi. Rok po tragicznych wydarzeniach na stadionie HEYSEL, gazety pisały o „Polskim HEYSEL w Nowej Soli” kiedy to setki kibiców „pomarańczowych” wybrało się na Chrobrego do Nowej Soli. Paraliż całego miasta, terroryzowani mieszkańcy…
Opowiadane Historie o pierwszych starciach z kibicami z Lubina w połowie lat 80’. O awanturach z fanami Zagłębia przy każdej nadarzającej się okazji. O pierwszych wypadach na dworzec i „pilnowaniu” przejeżdżających pociągów. O starciach z kibicami Odry Opole, niezłej zadymce z Lechem Poznań która rozpoczęła się przy dworcu PKS a ciągnęła aż do kina.
I wreszcie… Opowieści o Tradycji i Honorze. O wartościach i zasadach które wynosi się ze stadionu. I w kółko jak mantra powtarzany przykaz „Nigdy nie współpracuj z policją. Lepiej mieć wrogów na komendzie niż na osiedlu. Raz się „podłożysz” mundurowym, będziesz to robił zawsze”.
Cotygodniowe spotkania nie zawsze jednak kończyły się „sielanką”.
To było w połowie grudnia, 1999 roku. Na jednym z zebrań mieliśmy spotkanie opłatkowe. Zjawiło się dość dużo ludzi. Po całej uroczystości, sporo wiary rozeszło się do domów. Zostało kilku chłopaków, chcących pogadać dłużej. Nagle, wpada jakiś małolat i mówi, że przed stadionem stoi jakaś grupka kibiców, na jego oko – ze 30 chłopa. Okazało się, że byli to kibice Zagłębia Lubin. Oto, jak tamte wydarzenia relacjonuje Bartek – „było nas 16, wybiegamy przed stadion. Faktycznie, widzimy grupkę ludzi. Ale było ciemno, i za żadne skarby nie można było wyczaić, kto to jest. Jednak po chwili, wszystko się wyjaśnia. Ruszają na nas z okrzykiem Zagłębie Lubin. Postawiliśmy się, ale byliśmy bez szans. Mięli sprzęt. Ja oberwałem najbardziej. Rozwalona głowa, połamane dwie ręce”.
Pyta mnie kolega. „słuchaj, jak myślisz, ta posada dla radnego Dudkowiaka w radzie nadzorczej KGHM to za poparcie któregoś z kandydatów w wyborach na przewodniczącego PO na Dolnym Śląsku”? Kolega chyba w innym świecie żyje, że o tak „oczywistą oczywistość” pyta. Przecież nie o umiejętności w zarządzaniu pana Jarosława tutaj chodzi. Jakież on przecież pojęcie mieć może. Ale głos w wyborach? Ooo, to już prędzej. Jest głos to i wartość człowieka wzrasta. Oczywiście sam zainteresowany durni z mieszkańców Głogowa próbuje robić, bredząc o uczciwości i kompetencji. „O żadnym kupczeniu głosami nie słyszałem” opowiada Dudkowiak.
A tak na marginesie. To nic, że z piłkarskiego Zagłębia śmieje się już cała polska. Jakby to ujął były selekcjoner reprezentacji Polski Janusz Wójcik – „z takim zarządzaniem klubem to… była dupa i jest dupa”. A w Lubinie jak zwykle, miała być walka o Mistrzostwo i Puchary.
W ostatnią niedzielę kraj nasz żałobnikami się otoczył. Smutni prezenterzy, smutne obrazki w telewizji. Okładki poczytnych gazet nawołujące do zadumy. Wszyscy jak jeden mąż – „bohatera” chcą żegnać… Wiem, wiem, o zmarłym tylko dobrze lub wcale. Wiem, znajda się i tacy którzy powiedzą „gówniarz jesteś, czy wiesz w ogóle kim był Tadeusz Mazowiecki?”. Polityczna poprawność – przyjąć kierunek władzy i minutą ciszy oddać hołd zmarłemu – bez zbędnych pytań oczywiście.
Ale jakoś do oddawania hołdu Tadeuszowi Mazowieckiemu mi nie śpieszno. Kiedy mainstream zmusza mnie do czczenia jego pamięci a „czerwony” beton z PZPN organizuje jakąś śmieszną i naciąganą minutę ciszy na stadionie, to wzbiera się we mnie bunt i ogromna chęć zaprotestowania. Od razu przychodzą na myśl zdjęcia (krążą po Internecie), Mazowieckiego z Magdalenki w otoczeniu m.in. Kiszczaka, Kwaśniewskiego, Sekuły, Michnika, Wałęsy, Geremka i późniejszą zmowę komunistów przy okrągłym stole z udawaną, zorganizowaną opozycją którą reprezentował Mazowiecki.
Za „grubą kreskę” która w rzeczywistości chroniła komunistów przed jakąkolwiek odpowiedzialnością za terror na Państwie Polskim i jego obywatelach od 1945 roku włącznie. Zazrzeczenie się odszkodowań od Niemiec na rzecz poszkodowanych Polaków przez III Rzeszę Niemiecką. Za ataki na duchownych skazywanych przez stalinowski sąd na wyroki śmierci i długoletnie więzienia. Za Magdalenkę. Za okrągły stół. Za słowa na temat Żołnierzy Wyklętych, których oskarża m.in. o pragnienie ugodzenia „bezpośrednio w życie gospodarcze i polityczne kraju drogą dywersji i sabotażu”. I wreszcie, za porównanie ‘Wyklętych” z hitlerowcami i uznanie ich za sojuszników „wczorajszych oprawców z Dachau, Oświęcimia, Mathausen”. Za to całe zło, które uczynił Mazowiecki Polsce i Polakom, za które NIGDY nie uderzył się w piersi, NIGDY nie wykrztusił przeprosin – powinien ponieść odpowiedzialność i wytłumaczyć się przed Polską i Polakami…
„A czy z tej perspektywy uważa pan dzisiaj Żołnierzy Wyklętych za bohaterów?” – spytała Tadeusza Mazowieckiego kilka tygodni temu w swoim programie Monika Olejnik.
„Ja nie chciałbym o tym dyskutować, dlatego, że historia ta jest bardzo złożona” – zakończył sprawę Mazowiecki.
Ta Historia, kiedyś go osądzi. Jestem tego pewien.
Wódeczka w Magdalence smakowała bardzo. Mazowiecki i Wałęsa ze zbrodniarzem Kiszczakiem. Tak oto Polskę, (przy lejącej się strumieniami wódzie), pod kolejne panowanie komunistów oddawano. Tym razem bezkrwawo, pod płaszczykiem Zwycięstwa… Niestety głupi Naród to kupił!
Z Narodowym Pozdrowieniem B.