KOMPROMITACJA!

Biorąc pod uwagę okoliczności, porażka Chrobrego z Promieniem Żary 1:2 wcale nie odstaje pod względem sensacji od remisu Ilanki z Czarnymi Witnica. Chrobry większą cześć meczu grał z przewagą zawodnika, marnował wyborne okazje, ale je stwarzał, by mimo tego w samej końcówce stracić decydującego gola. Trudniej o okazalsze spieprzenie sytuacji. Czego jednak oczekiwać, jeśli nie wszyscy, ale cześć zawodników dopisywała sobie trzy punkty jeszcze przed spotkaniem. Przydałoby się więcej pokory. Choć na to już chyba za późno, jeśli nie potrafiły jej nauczyć doświadczenia z ostatnich tygodni i miesięcy.

Potwierdzeniem tezy, że mecz był przegrany jeszcze zanim się rozpoczął mógłby być jego początek. Nie było bowiem szturmu na bramkę Promienia. Spokojnie, do przodu, w myśl zasady, że jakoś to będzie. Właśnie takie można było odnieść wrażenie. Mimo tego kilka okazji wypracowano, choć nie były one z najwyższej półki. Najlepszą miał Łukasz Ochmański w 13 minucie, który po wrzutce Mateusza Machaja z rzutu wolnego, główkował celnie, ale skuteczną interwencją popisał się Tomasz Kowalczyk, wybijając futbolówkę na róg. Pięć minut później pierwsza groźniejsza akcja rywali od razu zakończyła się bramką. Daniel Gałuch, mimo styczności z przeciwnikiem, wstrzelił się z kilkunastu metrów. Łukasz Zaremba wyciągnął się, ale nie sięgnął skierowanej bliżej słupka futbolówki. W 29 minucie raz jeszcze na posterunku był Kowalczyk, który poza linię końcową sparował tym razem strzał Machaja z rzutu wolnego. W przypadku innych w tej części sytuacji zabrakło celności, a próbowali przede wszystkim Ochmański i Machaj. Od 36 minuty przyjezdni musieli rywalizować w dziesięciu. Drugą żółtą, a w konsekwencji czerwoną kartkę za faul na Machaju zgarnął Łukasz Świdkiewicz. Wcześniej jednak czerwony kartonik, tyle że bezpośrednio, powinien obejrzeć Machaj, który uderzył rywala. Najwidoczniej sędzia wziął pod uwagę to, że sekundę wcześniej faulował sam poszkodowany.

Gra w przewadze na niewiele się zdała, choć pierwsze minuty drugiej odsłony wskazywały na co innego. No prawie, gdyby nie wziąć pod uwagę sytuacji z 48 minuty, gdy interweniujący poza polem karnym Zaremba nastrzelił… jednego z piłkarzy Promienia, po czym ten kierował gałę do pustej bramki. Tylko przytomność wybijającego ją niemal z samej linii Michała Bukraby zapobiegła tragedii szybciej, niż w 90 minucie. Później było lepiej, a zaczęło się od Krzysztofa Sucheckiego, którego mocne uderzenie z dystansu, po interwencji zawodnika przyjezdnych, o centymetry było niecelne. Wreszcie wyrównującego gola zdobył Przemysław Stasiak. W 52 minucie napastnik Chrobrego, po płaskim dograniu od Machaja, przechwycił piłkę na piątym metrze. Był w ogóle niepilnowany, a mając przed sobą jedynie goalkeepera, dokładnie wiedział, jak się zachować. I zaczęło się bombardowanie gości z Żar. Z bliska próbowali dwukrotnie Ochota, Kaczmarek i Suchecki. Każda z tych okazji prawie wyborna. Bilans: niecelnie, obrona Kowalczyka, minimalnie niecelnie, niecelnie. Po drugiej stronie niewiele zabrakło próbującemu z kilkunastu metrów Filipowi Piskułkowi. Mniej więcej w 65 minucie ataki Chrobrego osłabły. A szkoda, bo bramka wisiała w powietrzu. Jak bardzo okazało się to zgubne, pokazała 90 minuta. Szczęścia cały czas szukali gospodarze, a te dopisało gościom. Z ok. 40 metrów na lob zdecydował się Bartosz Kosman, widzący że Zaremba wyszedł mocno przed bramkę. To ostatecznie pogrążyło Chrobrego, a stadion opustoszał w mig.

Pod względem posiadania piłki, stwarzanych okazji Chrobry absolutnie nie zasłużył porażkę, czyli nic nowego. W Głogowie gościliśmy jednak drużynę najbardziej ambitnie walczącą spośród pozostałych, jakie grały na Wita Stwosza w tym sezonie. Mogło się nawet wydawać, że Promień też walczy o awans, co ukazały także reakcje po golach i końcowa radość z wygranej.

escort mersin