Przemysław Bożek: mnóstwo wyrzeczeń, stres i nieprzespane noce

– Poprzez działanie w Chrobrym, wszyscy otrzymaliśmy prawdziwą szkołę życia. Praca na rzecz klubu wiązała się z mnóstwem wyrzeczeń, stresem i nieprzespanymi nocami – opowiada o kilkuletnim ratowaniu klubu Przemysław Bożek, już nie prezes MZKS-u Chrobry Głogów. Podczas sobotniego zebrania sprawozdawczego, mimo pełnego poparcia ze strony członków klubu, złożył rezygnację z zajmowanego przez siebie stanowiska, które piastował nieprzerwanie od stycznia 2006 roku. Co dalej z głogowską piłką?

Decyzja o rezygnacji z funkcji prezesa jest starannie przemyślana czy podjęta niejako pod wpływem chwili i tego, że nie udało się wywalczyć awansu do drugiej ligi?
Ta decyzja była przemyślana. Od dłuższego czasu trwała dyskusja na temat tego, czy jako miejski radny mogę pełnić społeczną funkcję w Chrobrym Głogów. Moim zdaniem nie ma powodu, dla którego nie mógłbym robić tego za darmo, w ramach pasji. Wojewoda pisał i do klubu, i do miasta. Jak na razie okazuje się, że nie ma żadnych uchybień prawnych, jeśli chodzi o moją osobą i osobę Janusza Piechockiego. Przypomnę, że wcześniejsze zarządy także miały radnych i wtedy nikomu nie sprawiało to problemu. Teraz próbowano nagłaśniać sprawę, a stawianie wyssanych z palca zarzutów uderzało także w klub. Niestety, nie wszystkie lokalne media są obiektywne. Niektóre wykorzystywały sytuację, uderzając w Chrobrego, a ja nie pozwolę na to, aby klub przez to cierpiał.

To powiedzenie „dość” podyktowane jest wyczerpaniem psychicznym ze względu na napływającą krytykę czy także fizycznym?
Człowiek uczy się przez cały czas i krytyka jest potrzebna. Konstruktywna wymiana zdań jak najbardziej jest na miejscu i ja sam często rozmawiałem z osobami, które miały inną wizję prowadzenia klubu. W ten sposób działa też zarząd, bo przecież nie zawsze zgadzamy się ze sobą i dyskutujemy, dochodząc do kompromisu. Natomiast głupia krytyka dokucza w życiu codziennym. Mam swoją rodzinę, a cała sprawa odbija się również na niej. Z drugiej strony otrzymałem olbrzymią ilość głosów wsparcia, opinii, że to co robimy, wykonujemy dobrze. Zarząd otrzymał też absolutorium od członków klubu na zebraniu sprawozdawczym, a to oznacza, że osoby, dla których klub jest najważniejszy, w pełni popierają nasze działania. Na rezygnację wpływ miały więc nasilające się ataki, ale także wynik sportowy. Za końcowy rezultat co prawda odpowiadają trener i zawodnicy, ale my, jako zarząd, nie możemy się od tego odciąć. Uważam, że ze swojej strony zrobiliśmy wszystko, co w naszej mocy, abyśmy awansowali. Zabrakło jednego punktu. Absolutnie nie winię sędziego prowadzącego zawody w Nowej Soli, ani samych piłkarzy z Nowej Soli. Im przecież wypadałoby podziękować za okazany charakter i – mówiąc w cudzysłowie – nie podłożenie się Górnikowi. Tak naprawdę jesteśmy sobie sami winni, bo awans przegraliśmy w rundzie jesiennej. Gratuluję więc wałbrzyszanom.

Co w wypadku, gdy 10 lipca na zebraniu wyborczym zabraknie chętnych do przejęcia władzy w klubie osób?
Jeśli wszyscy krytykanci myślą, że moja rezygnacja jest równoznaczna z odwróceniem się od Chrobrego, to są w błędzie. Z MZKS-em jestem związany całe moje 34-letnie życie i mam nadzieję, że jeszcze trochę pożyję, a Chrobry już do końca będzie mi towarzyszył. Rodzina akceptuje moją życiową pasję, ale skoro tak jest, to nie widzę powodów, dla których miałbym odejść. Nadal będę działał na rzecz Chrobrego, choć może już nie w roli prezesa. Cokolwiek by się w tym klubie działo i ktokolwiek byłby w zarządzie, zawsze będę obok. Jeśli okaże się, że 10 lipca zabraknie krytykantów czy osób chętnych do działania, to oczywiście nie dojdzie do sytuacji, w której klub pozostałby bez władzy, bo tym samym doprowadzilibyśmy do całkowitego upadku. Zapowiadam już dziś: jeśli wówczas zabraknie takich osób, to od 10 lipca kompletnie nic mnie nie rusza. Żadna krytyka, obojętnie czy płynąca z ust jednego radnego, drugiego radnego czy pana, który swego czasu niszczył piłkę nożną i chyba nadal chce to robić. Celowo nie używam nazwisk, bo myślę, że każdy wie o kogo chodzi. To tak naprawdę malutcy ludzie, którzy nie mają odwagi powiedzieć czegoś w twarz. Jeśli tej odwagi zabraknie im też 10 lipca, to w ogóle nie będę brał ich wypowiedzi pod uwagę i uznam, że są ludźmi, którzy lubią podyskutować, ale nic więcej nie mają do zaoferowania.

Za wami blisko 4-letni okres sterowania klubem. To dobry moment na podsumowania. Ameryki nie odkryjemy twierdząc, że to musiała być drogą pod górkę.
Przychodząc do Chrobrego, zastaliśmy klubik. Klubik, który szkolił troszeczkę młodzieży. Młodzieży, która w ogóle nie miała sprzętu. Byli trenerzy bez wypłat na czas. Wizerunek był na tyle zniszczony, że poza wiernymi kibicami, nikt z klubem się nie utożsamiał. Jeśli w tamtym okresie zadawalibyśmy pytania o to, czym jest Chrobry Głogów, to tylko fanatykom kojarzyłby się on z piękną kartą historii. Z czego jestem dumny, i nie tylko ja, bo zarząd to także Piotrek Kłak, Bartek Szwiec, Janusz Piechocki czy Marcin Kania, którym jestem niezmiernie wdzięczny, to poukładania struktur szkolenia młodzieży. Kiedyś garstka, teraz blisko 400 grających w najwyższych ligach zawodników. Młodzi ludzie rywalizują na boisku w wyposażeniu nie odbiegającym od pierwszej drużyny. Ponadto opierający się na młodych piłkarzach zespół rezerw awansował do czwartej ligi i z tego należy się bardzo cieszyć. Myślę, że za parę lat będziemy mieć z tych osób ogromny pożytek. W końcu, po wielu próbach i Zbigniewa Mandziejewicza, i Andrzeja Michalskiego i Tomasza Trznadla, mamy profesjonalnie funkcjonującą pierwszą drużynę. Nawet największy przeciwnik nie może nie docenić tego, co zrobił trener Janusz Kubot. Można powiedzieć wiele o tej ekipie, ona nie awansowała, ale styl gry, podejście do treningu, transfery, jak choćby Mateusza Hałambca czy Mariusza Wolbauma, i wreszcie wyciągnięcie z rezerw zdolnej młodzieży, czego przykładem jest Konrad Kaczmarek, to bardzo trafione tematy. Wiele dobrego wniósł też Radek Kałużny. Tyle co przyszedł, a już mamy program w Polsacie Sport, klasę sportową, której będzie opiekunem, a na rzecz której działa poprzez pozyskiwanie sponsorów. W tej klasie będą osoby z Lublina czy Tarnowa. To oznacza jedno. Chrobry znów wraca do najlepszych lat, stając się marką rozpoznawalną nie tylko w województwie, ale także w kraju. Pamiętam słowa poprzednika, który twierdził, że klub tuż przed naszym przyjściem fajnie funkcjonował, bo w 12 miesięcy dług zamknął się tylko na 150 tysiącach złotych. Nie zamierzamy się szczycić, ale dziś Chrobry może jeszcze nie działa idealnie, ale przez 3 i pół roku pracy spłaciliśmy 400 tysięcy złotych długu. Zaczynamy przynosić też coraz większe zyski. Obecnie jest to 80 tysięcy złotych na plusie. Nie zwlekamy z wypłatami pieniędzy, wszystko jest na czas. To zasługa nie tyle Bożka, Kłaka czy Piechockiego, co miasta. Swego czasu było głośno o tym, że skoro do władzy dobrali się Zubowski czy Bożek, to zniszczą piłkę ręczną, skupiając się tylko na nożnej. Zrobiliśmy odwrotnie. Nic kosztem czegoś innego. A to, że co roku otrzymujemy więcej pieniędzy, znaczy tylko tyle, że prezydent widział dobrą pracę w tym klubie, a nie że miał jakieś widzi mi się. Co można zarzucić Chrobremu? 400 trenujących, nie muszących za to płacić piłkarzy, coraz bardziej pomarańczowe od koszulek tych osób miasto, coraz większe zaangażowanie się ich rodziców? Strzałem w dziesiątkę było też stworzenie organizacji pożytku publicznego. To kolejne sumy pieniędzy dla klubu, ale i prestiż, bo inne stowarzyszenia zapowiadały, że też to zrobią, a tak się nie stało. Nam się jednak udało. Ważna jest też historia przyszłości. Formuła stowarzyszeń się wyczerpuje, dlatego moim marzeniem jest doprowadzenie do bytu na bazie sportowej spółki akcyjnej. Nie tylko ze względu na o, że ludzie pracują społecznie. Swego czasu na ulicy zaczepił mnie jeden z mieszkańców. Mówi: „ludzie pana krytykują i mają rację, bo jak w tym kraju ktoś odwala kawał dobrej roboty i robi to za darmo, to tak nienormalnych ludzi powinno się zamykać”. To nie o to chodzi, że my chcemy pobierać jakieś pieniądze. Nie. Każdy z nas ma swoje prywatne życie, swoją pracę. Poświęcanie prywatnego czasu jest fajne, ale w pewnym momencie, jeśli przeznacza się go zbyt dużo, to kończą się siły i energia.

Skoro mowa o sukcesach, to chciałbym zapytać też o największe porażki. Może nie tyle klęski, co rzeczy, co do których macie w stosunku do siebie największe pretensje, że potoczyły się tak, choć mogły inaczej.
Mam dwie. Walka ze stylem życia zawodników i coś, co zapamiętam do końca życia, czyli sytuację z Kamilem Nitkiewiczem. Kiedy pod wpływem alkoholu kierował samochodem. Rozwiązaliśmy więc z nim kontrakt, a on powiedział wówczas, że gdyby wiedział, że tak łatwo rozwiązać z klubem umowę, to już wcześniej by się napił. To uświadomiło mi, że dla tego zawodnika i kilku innych klub nie znaczy nic. Ot, zwykłe miejsce pracy. Po drugie, zdałem sobie sprawę z tego, że trzeba walczyć, ale nie w taki sposób. Sam zawodnik trafił do wyższej ligi i może cieszył się z tego, że akurat tako to się potoczyło. Porażką były też niektóre transfery. Dla przykładu, Stanleya Udenkwora ściągnął Andrzej Michalski, ale fala krytyki spłynęła na zarząd. Z drugiej strony nie było dobre wieszanie na nim psów, bo to wartościowy piłkarz, o czym świadczyła jego kariera, ale w Chrobrym po prostu się nie odnalazł. Ostatnio uderzył w nas brak awansu. Druga liga była na wyciągnięcie ręki, co nie miało miejsca od wielu lat. Nie wyszło i to wielka porażka. Ta liga była do wygrania. Tak jak przed rokiem ponad wszystkich wybijał się Górnik Polkowice, tak teraz uważam, że to Chrobry był najlepszą drużyną. Zabrakło trochę szczęścia, mniejszej ilości kontrowersyjnych decyzji sędziów, jednak z drugiej strony wszyscy widzimy, jakie błędy arbitrzy popełniają podczas mistrzostw świata, a tu jest tylko trzecia liga. Byliśmy też zbyt łatwowierni. Łudziliśmy się, że oprócz kibiców czy prezydenta, na tym klubie zależy jeszcze całej chmarze osób. Przeokrutnie się pomyliliśmy. Siła opinii publicznej plująca na nasz klub wciąż jest duża. Nie wiem skąd bierze się taka nienawiść. Jeśli ktoś kogoś nie lubi, to nie powinien przekładać tego na Chrobrego. Z kolei jeśli ktoś nie uznaje Chrobrego, to tym samym nie uznaje historii tego miasta i powinien się stąd wyprowadzić.

Bogatsi o doświadczenia wynikające z czterech lat pracy na rzecz klubu możecie stwierdzić, że wiedząc co was czeka, zrobilibyście to raz jeszcze?
Nasza decyzja o przejęciu sterów była bardzo przemyślana, podyktowana wieloma godzinami wspólnych spotkań. Ja jako miejski radny też nie wziąłem się z przypadku. Jasno mówiłem, że chcę startować do rady miast tylko po to, bo zależy mi na ratowaniu piłki nożnej. Nie startowałem tam dla diety czy kariery politycznej. Znalazłem kolegów, którzy potraktowali to w identyczny sposób, znalazłem też kandydata na prezydenta Jana Zubowskiego, który od początku twierdził, że wizytówkę tego miasta, jaką jest Chrobry, trzeba ratować. Przez 3.5 roku nauczyliśmy się wiele. Wszyscy otrzymaliśmy prawdziwą szkołę życia. Praca na rzecz klubu wiązała się z mnóstwem wyrzeczeń, stresem i nieprzespanymi nocami. Taki już jestem, że wszystko przeżywam sercem, zamiast rozumem. Nauczony tym wszystkim, bez chwili zastanowienia mówię, że byłaby to trudna decyzja, ale może być tylko jedna, czyli ratunek życiowej pasji, ratunek Chrobrego. Tak, zrobilibyśmy to raz jeszcze i nie mówię tylko za siebie. Cieszę się, że jest z nami też Janusz Piechocki, bo choć kiedyś miał przygodę w drugim Chrobrym, to nigdy nie był tak blisko klubu, jak my przez lata młodzieńcze. Od początku bardzo się zaangażował i niósł nieocenioną pomoc w kwestiach finansowych. Bardzo mu dziękuję.

Zaczynaliście z milionowym długiem. Jak sytuacja wygląda obecnie?
Dług był większy, jak milion, bo przejęliśmy klub z 800-tysięcznym długiem wobec ZUS-u i 400-tysięcznym wobec innych, często prywatnych podmiotów. Musieliśmy wszystkich przekonać, że jesteśmy nowymi ludźmi i zależy nam na lepszym funkcjonowaniu, co nie zawsze było łatwe. Szybko wzięliśmy się za spłaty. Dziś zostajemy z tylko 800-tysięczną zaległością w stronę ZUS-u, z czego połowa to odsetki. Spłaciliśmy całe 400 tysięcy. 50 tysięcy oddaliśmy też Urzędowi Skarbowemu. Zostało jeszcze 40, ale mamy podpisaną z US ugodę i wszystko spłacamy na bieżąco. Próbowaliśmy też dogadać się z ZUS-em, szukając rozwiązań w ugodach i ratach, jednak dopiero teraz wchodząca ustawa daje taką możliwość. Nowy zarząd, o ile taki będzie, ma priorytetowe zadanie: dogadać się z ZUS-em i powoli ten dług spłatać. Wyobrażam sobie, co by się stało, gdyby te 400 tysięcy, zamiast na spłaty zaległości, przeznaczono na przykład na rozwój młodzieży czy pierwszy zespół. No ale trudno. Takie są czasy, Trzeba to robić systematycznie i spokojnie, a efekty kiedyś na pewno przyjdą. Jestem zdania, że klub ma przed sobą naprawdę ciekawą przyszłość. Od lat nie zanosiło się na taką.

W mediach wiele słyszy się o olbrzymich kłopotach niektórych klubów z ZUS-em mogących doprowadzić nawet do upadłości. Przykładem jest Górnik Polkowice czy Miedź Legnica. W naszym przypadku sytuacja również jest tak poważna?
Nasza sytuacja nie jest tak trudna. Nie byliśmy klubem, który uważał, że ZUS-owi nie należy płacić i nie występowaliśmy na drogę sądową. Poza tym, z tego co wiem, zaległości tych klubów są tymi z ostatnich lat. My z kolei mamy pismo od ZUS-u, że jak jesteśmy od 3.5 roku, to nie zalegamy z żadnymi bieżącymi płatnościami. Mamy czystą kartę. ZUS dostrzega w nas poważnych ludzi i doskonale zdaje sobie sprawę z tego, że jesteśmy takim klubem, który z dotacji miejskiej nie może spłacać długów.

Sportowa spółka akcyjna łącząca stowarzyszenia piłki nożnej i ręcznej jedynym ratunkiem dla zadłużonych klubów?
Jest ratunkiem nie tylko dla problemów finansowych. Dzisiejsze, nawet trzecioligowe kluby muszą funkcjonować na zasadzie przedsiębiorstw, do których przychodzą fachowcy i nie są tam na wolną godzinę czy dwie, tylko mają normalny, 8-godzinny wymiar czasu pracy, biorąc za to wynagrodzenie. Stowarzyszenia były dobre, ale w latach 80-tych. Taka spółka jest światełkiem w tunelu na to, aby klub mógł funkcjonować normalnie.

Czy już na tym etapie można mówić o zasadach, na jakiś opierałaby się SSA?
Za wcześnie na to. Nie mamy jeszcze ostatecznej decyzji, że SSA powstanie. Taką może wydać tylko prezydent. Ja mogę jedynie apelować, aby rozważył propozycję i zgodził się na takie rozwiązanie. Kontrola nad dawaniem miejskich pieniędzy byłaby jeszcze większa, bo pakiet większościowy, a może nawet całościowy miałoby miasto. Poprzez połączenie w jedną spółkę można by zaoszczędzić na takich rzeczach, jak księgowość. Jest jeszcze jeden wymiar, o którym media niechętnie chcą mówić. Ja jednak nie boję się używać takich słów. Mogę się tylko domyślać, że wszystkie działania związane z budową obiektów sportowych, z podzieleniem wielosekcyjnego przed laty MZKS-u i zostawieniu długów tego klubu piłce nożnej, podczas gdy wyodrębnione stowarzyszenia zaczynały od zera, służyły temu, by w Głogowie utopić piłkę nożną. Ta jednak odrodziła się. Grupa młodych, gniewnych spowodowała, że wszystko zostało wywrócone do góry nogami, co wielu osobom się nie podoba. Powiem w ten sposób: nie przypominam sobie, by ludzie z tych stowarzyszeń zdzierali gardła w drugiej lidze piłki ręcznej w pamiętnej hali wojskowej. Ja prosto z meczu piłki kopanej biegłem na halę wojskową, by wesprzeć pomarańczowo-czarnych szczypiornistów. Jednym z moich marzeń jest więc naprawa tego, co kiedyś ktoś chciał zniszczyć bądź podzielić, by, śladem Wrocławia czy Płocka, w mieście był jeden, wspólny klub, któremu będą kibicować ci sami ludzie.

Skoro jednak podejmujecie rozmowy z przedstawicielami klubu piłki ręcznej w kwestii utworzenia SSA, to znaczy, że zapominacie o zaszłościach sprzed lat?
Nie, absolutnie nie. Nie ukrywam tego, że moim partnerem do rozmów jest Krzysztof Sadowski i nikt więcej. To mój przyjaciel, a tak poza tym jest sympatykiem piłki nożnej, bo jest stałym bywalcem stadionu przy Wita Stwosza, a pojawia się także na wyjazdach. Jest człowiekiem, który świetnie pamięta czasy wielosekcyjnego MZKS-u i rozumie, że nie powinno dochodzić do takich podziałów. Ponadto nie jest osobą zawistną i obłudną, dostrzega sens istnienia jednego, łączącego sekcje klubu z jednymi barwami. Bez używania nazwisk, są członkowie zarządu klubu piłki ręcznej, z którymi nie mam ochoty rozmawiać, bo swoimi zachowaniami systematycznie udowadniają, że chcą zniszczyć piłkę nożną. Ja nigdy nie byłem sportowcem, nie kończyłem AWF-u, ale zawsze byłem kibicem, i bardziej rozumiałem Chrobrego poprzez pryzmat serca i postrzegania tego jako części życia. Widocznie dla nich sport jest czymś innym. Nie widzę więc powodów, dla których miałbym się wdawać z takimi ludźmi w jakiekolwiek dyskusje. Stuprocentowe zaufanie mam tylko do prezesa Sadowskiego. Jeden ze znanych głogowskich dziennikarzy w ramach dowcipu powiedział, że myślał, że nienormalny jest tylko Bożek, który wchodzi do klubu z ponad milionowym zadłużeniem i działa w nim społecznie. Okazało się, że jest też taki Sadowski. Oprócz przyjaźni łączą nas podobne sympatie do marki Chrobry Głogów. Dzięki temu wiem, że ta marka jest na dobrej drodze.

Miłym akcentem na koniec sezonu był awans rezerw do czwartej ligi. Ta promocja w zasadzie w ogóle nie była planowana, więc czy klub podała finansowo?
Jeśli okaże się, że duża część bądź cały zarząd pozostanie, to zapewniam, że klub jest przygotowany finansowo na utrzymanie zespołu rezerw w czwartej lidze. Sport jest po to, aby robić awanse, a nie obawiać się o koszta. Obraliśmy taki kierunek szkolenia młodzieży i musimy trzymać się tego, by ona mogła ogrywać się w jak najwyższych ligach. W przyszłości powinno to zaprocentować.

escort mersin