– Myślę, że najwyższa pora, by powiedzieć dość i zawiesić buty na kołku – mówi Radosław Kałużny. Nie oznacza to jednak, że na tym skończy się też jego, trwająca już ponad rok przygoda z Chrobrym. Nadal działa i będzie działał dla klubu, jednak od kilku miesięcy robi to w innej formie, pełniąc rolę dyrektora sportowego. Opowiada nam o między innymi tym i oficjalnym wydarzeniu, które zwieńczyłoby karierę dwukrotnego mistrza Polski i 41-krotnego reprezentanta kraju, a które mogłoby odbyć się w Głogowie. Jeśli tak, to wówczas lepszej inauguracji stadionu z oświetleniem (głęboko w nie wierząc) wyobrazić sobie nie można.
Jest jeszcze szansa, że zobaczymy Cię na boisku?
Nadal będę uczestniczył w treningach, ale nie angażuję się w nie już tak mocno, jak dawniej. Mam teraz inne obowiązki. Być może dojdzie do sytuacji, że zagram w którymś meczu rezerw, aby pomóc drużynie pozostać w czwartej lidze, a przy tym postarać się utrzymać sylwetkę. Jakieś aspiracje jeszcze mam, jednak myślę, że zespół trzeba odmładzać, a nie na odwrót. Jest wielu młodych chłopaków, którym mogę pomóc swoim doświadczeniem, ale równie dobrze poza boiskiem, a nie na nim. Myślę więc, że najwyższa pora zawiesić buty na kołku.
Czyli tylko w nagłych wypadkach, jak jesienią podczas jednego z gorszych meczów rezerw, gdzie jedną połowę przesiedziałeś na trybunie, zaraz po niej zszedłeś do szatni, przebrałeś się, rozgrzałeś i pomagałeś na boisku?
Niebawem dojdzie do sytuacji, że trzecioligowi zawodnicy będą mieć za dużo spotkań w pierwszej drużynie, przez co nie będą mogli wystąpić poziom niżej w rezerwach. Trzeba będzie więc kombinować, aby utrzymać zespół w czwartej lidze, co dla nas jest bardzo ważne. Teraz spadło na mnie dużo więcej spraw, co odbija się na treningach, ale mimo wszystko postaram się, by ten okres przygotowawczy przepracować równie dobrze, jak za trenera Kubota. Tak, aby w razie „W”, jakiegoś kataklizmu, można było na mnie liczyć.
Dojście do lepszej formy to już niemożliwe?
Gdybym się zawziął, dotrzymałbym chłopakom kroku. Lata jednak lecą i jest coraz ciężej. Jak ja to mówię, mam już inny przebieg i kiedyś trzeba w końcu powiedzieć „dość”. W swojej karierze miałem wiele operacji, więc każdy okres przygotowawczy i treningi na sztucznej trawie odczuwam bardzo mocno. Nie chciałbym zostać na starość kaleką, w przyszłości jeździć na wózku czy podpierać się kulą, więc nieco oszczędzam swoje kości, z których i tak już niewiele zostało (śmiech). Bardziej będę starał się pomóc swoim doświadczeniem w szatni.
Pamiętasz ile przeszedłeś operacji?
Na same kolano miałem jedenaście. Do tego dochodzi pachwina, zakładana siatka i powoli przesuwające się biodro. Mówią, że sport to zdrowie. Ja trochę zjadłem tego zdrowia na piłce, ale nie żałuję. Cieszę się, że moja przygoda z futbolem rozwijała się, że tyle osiągnąłem. Nie ukrywam, że miałem przy tym dużo szczęścia. Jakieś umiejętności też, bo jednak trenerzy jakoś mnie wypatrywali, ale przede wszystkim jeden wielki fart.
Myślałeś może o bardziej uroczystym zakończeniu bogatej przecież kariery?
Myślę nad tym od dłuższego czasu. Przebąkuję o zakończeniowym benefisie, który mógłby odbyć się w Głogowie. Planuję zaprosić byłych i może nawet obecnych reprezentantów Polski. Fajnie, gdyby już wtedy, a więc w połowie roku, bo wstępnie myślę o czerwcu bądź lipcu, na stadionie były jupitery. Gra o godz. 15 po południu to nie to samo, co mecz przy światłach o 20 wieczorem. Muszę jeszcze przeprowadzić kilka rozmów, między innymi ze sponsorami i telewizją, choć Polsat już teraz wyraził zainteresowanie. Z kolei pieniądze, które udałoby się pozyskać z biletów, przeznaczyłbym na dom dziecka bądź szpital, gdzie najbardziej ich potrzebują. Wszystko zmierza więc w dobrą stronę. Wtedy może nawet jakaś łezka się uroni…
Od kilku miesięcy w Chrobrym działasz jako dyrektor sportowy. To rola, która satysfakcjonuje?
Pomału się wdrażam, bo przyznam, że nigdy wcześniej nie miałem do czynienia z taką formą pracy. To mnie jednak rajcuje i czas spędzony w klubie jest przyjemnym okresem. Czasami w Chrobrym jestem od 8 do 22, ale nie narzekam, bo działam tu chętnie. Problem jest tylko z rodziną, która widzi mnie coraz rzadziej. Szybko jednak, przy pomocy pozostałych osób działających w Chrobrym, nauczę się i wtedy poukładam to na tyle, że skorzystam z tego i ja, i klub, i rodzina.
Przypomnij, na czym polegają Twoje obowiązki w roli dyrektora?
Zajmuję się kwestiami typowo sportowymi, pozyskiwaniem zawodników, rozwiązywaniem umów, przyciąganiem sponsorów, klasą sportową i grupami młodzieżowymi. Póki co najważniejszy w tym wszystkim jest awans. Trzeba zrobić wszystko, aby cel udało się zrealizować, a klub funkcjonował na bardzo dobrym poziomie. Oczywiście przy udziale władz miasta, a także, o co się postaramy, powiatu. Wiem, że priorytetem jest piłka ręczna, bo ma ekstraklasę, ale myślę, że większość kibiców jest zakochana jednak w piłce nożnej. To fajna perspektywa dla mojej osoby, by rozwijać się w innych, aniżeli dotąd kategoriach.
Wydawało się, że podążysz w innym kierunku, bo słyszałem o Twojej nauce w kierunku menadżerskim.
Szkołę menadżerską robię eksternistycznie w Niemczech. Nauka trwa pięć lat. Teraz był taki okres, że prosiłem o przełożenie tego wszystkiego o kolejne pół roku, bo musiałem dać sobie więcej czasu na wdrożenie się w pracę w Chrobrym. Ponadto do Polskiego Związku Piłki Nożnej złożyłem papiery o przyjęcie do szkoły trenerskiej, jednak patrząc na ten fach z boku zwlekam z podjęciem ostatecznej decyzji (śmiech). Wciąż nie mam tego stuprocentowego przekonania. Będę musiał podjechać do Jerzego Engela, który jest dyrektorem sportowym w związku i wtedy zobaczymy. Coś mi się jednak wydaje, że chyba jestem zbyt nerwową osobą na trenerkę i bardziej wolałbym pójść w stronę dyrektora sportowego.
Zauważyłem, że ponad to wszystko starasz się być dobrym duchem w zespole i poza nim. Na przykład Łukasz Ochmański przyznawał, że głównie dzięki Tobie szybko udało mu się zaaklimatyzować w zespole, a gdy pojawił się konflikt na linii drużyna-kibice, Ty pierwszy starałeś się go zażegnać.
W całej swojej przygodzie z piłką nigdy nie miałem problemów z kibicami. Bardzo ich szanuję. Mają przecież prace, swoje rodziny, dzieci. Mimo tego w wolny weekend wyjeżdżają z domu. Za to pełen szacunek. Do Żar jedzie 160 czy 200 naszych. Pokaż mi inny trzecioligowy klub z podobnymi frekwencjami. W zasadzie nie ma takiego. Częściej jedzie pięciu, sześciu, a nawet jeden czy dwóch. Tak poza tym, to w zasadzie nie był żaden konflikt. Wy macie swoje oczekiwania, my, jako piłkarze, swoje. Jednak wszyscy jedziemy przecież na jednym wózku. My gramy dla Was, Wy przychodzicie dla nas i w ten sposób koło się zamyka. W swoim życiu trochę już przeżyłem. Miałem do czynienia z większości bardzo dobrymi i przede wszystkim różnymi trenerami, cholerykami, flegmatykami… Wychodzę z założenia, że jak w szatni jest dobra atmosfera, to przekłada się to na boisko i wtedy każdy za każdego pójdzie. Cieszą mnie takie opinie, jak ta Łukasza. Jest kilku nowych chłopców i trzeba im pomóc. Pamiętam okres, mając kilkanaście lat i grając w Zagłębiu Lubin, jak byłem traktowany i wprowadzany do zespołu. Wiem więc, że bywa ciężko. Dlatego staram się nie powielać tego, co zrobiono ze mną, tylko dopomóc im w jak najlepszym zadomowieniu.
A jak mieszka się w Głogowie?
Cała moja przygoda z piłką to życie na walizkach. Jeździłem po miastach większych i mniejszych. Jestem więc przyzwyczajony do zmian. Ciężej było z moja żoną i synem. Nie byli przekonani do przeprowadzki. Jest jednak coraz lepiej. Tym bardziej, że chłopak jest zadowolony ze szkoły, bo został tam dobrze przyjęty.
Dziennikarze jeszcze wydzwaniają, pytając co słychać u Radka Kałużnego?
Staram się unikać dziennikarzy, choć wiem, że pełniona przeze mnie funkcja wiąże się z rozmowami z nimi. W Polsce są pewne osoby, które wywiadu ode mnie nie otrzymają. Był okres, w którym w ogóle ich nie udzielałem. Nie jestem jednak zawistny. Teraz to robię, choć może trochę rzadziej.
Skąd ten dystans?
Miałem konflikt z dziennikarzami. Wychodzę bowiem z założenia, że skoro jestem zawodnikiem, to niech rozliczają mnie tylko z tego, a nie mieszają się w moje prywatne życie. To mój ogródek i moja sprawa, jak sobie z nim radzę. Zawsze będę bronił swojej prywatności. Z drugiej strony nigdy nie byłem medialną osobą. Gdy pojawiała się kamera, to przeważnie chowałem się z tyłu. Nie uważałem się za wielkiego piłkarza, więc podczas gdy inni na okrągło brylowali przed kamerą, ja od niej stroniłem.
Uważasz, że Chrobry mógłby nie poprzestać na drugiej lidze?
W głowie ułożyłem sobie pewien plan. Jeżeli awansujemy… Wróć. Awansujemy na pewno. Wtedy od razu powinniśmy atakować pierwszą ligę. Już dziś rozmawiam o tym z trenerem. Trzeba to mówić głośno. Nie ma się czego wstydzić. Obiekty to ekstraklasa. Jeśli powstania spółka, a mam taką nadzieje, to będzie jeszcze lepiej. Może wtedy uda wykonać się ruchy kadrowe, pozyskując chłopaków mogących powalczyć o pierwszą ligę. Spójrzmy na Górnika Wałbrzych. Wszedł do drugiej ligi dzięki ostatniemu spotkaniu i na chwilę obecną jest w środku tabeli. Taka Miedź Legnica, która kilka lat gra w drugiej lidze, nagle atakuje pierwszą. Dlaczego nie my? Trzeba iść za ciosem. Jak panuje euforia po awansie i drużyna jest przy tym dobrze przygotowana, to wszystko może się zdarzyć.