Mecz Ilanki z Chrobrym zakończył się podziałem punktów, ale ani trener Tomasz Trznadel, ani sami zawodnicy MZKS-u nie byli przesadnie uradowani tym punktem. I nic dziwnego. Co prawda na boisku stadionu w Słubicach nie było dominacji głogowian, to jednak niewykorzystane sytuacje rzucają na wynik spory niedosyt.
W pierwszej połowie niewiele się działo. Długimi momentami obie drużyny ustosunkowały się do pogody, a było i mokro, i zimno. W 14. minucie z ostrego kąta mocno na bramkę rywala uderzał Krystian Kowalski, ale golkiper Ilanki Mirosław Dębiec stanął na wysokości zadania. Przed swoją szansą stanął jeszcze Grzegorz Kopernicku, jednak po dośrodkowaniu Kamila Szczęśniaka głową uderzył wprost w bramkarza „miejscowych”. Z kolei w ostatnim kwadransie tej części pojedynku do głosu poważniej zaczęli dochodzić gracze Ilanki. O ile próba lobowania Michała Długosza przez Artura Rozmusa z 30. minuty była daleka od ideału, o tyle uderzenia z 40. i 45. minuty mogły przynieść bramki. W pierwszym przypadku piłka po strzale głową Christiaan Nnamani poszybowała ponad poprzeczką, a w drugim uderzenie z dystansu Tobiasza Muellera zastopował golkiper Chrobrego.
Druga odsłona zaczęła się od mocnego uderzenia pomarańczowo-czarnych. W 56. minucie Kamil Szczęśniak znalazł się na czystej pozycji i skrzętnie to wykorzystał. Po chwili podwyższyć mógł uderzający z rzutu wolnego Piotr Błauciak, lecz trafił wprost w bramkarza.
Gdy głogowianie skupili się na poczynaniach defensywnych, przycisnęli gospodarze. Długo było to uderzanie głową o mur, aż w końcu postawili na swoim. W 82. minucie po dośrodkowaniu z rzutu wolnego piłkę zdążył jeszcze zahaczyć Artur Rozmus, w efekcie czego ta znalazła drogę w światło bramki. Mimo kolejnej straty gola w ostatnich minutach, głogowianie poszukali jeszcze swojej szansy. Znaleźli. Najlepszą, niemal 100-procentową okazję na uspokojenie gry miał ponownie Szczęśniak. Przed sobą widział tylko golkipera Ilanki, ale wbiegał w pole karne z bocznej strefy boiska. Uderzał więc z bardzo ostrego kąta, chciał posłać futbolówkę tuż przy długim słupku, ale ta minęła go z zewnętrznej strony.
Nas w Słubicach, jak wspomnieliśmy, 116. Doping, choć ciągnięty przez większą część spotkania, zróżnicowany pod względem jakościowym. Wpływ na to ma dalsza nauka nowych przyśpiewek, a trening czyni mistrza. Czas urozmaicamy wyrzutem serpentyn, trochę folklorową zabawą i w sumie… nic poza tym. Wyjazdy do Słubic ewidentnie się przejadły i chyba tylko pozostaje mieć nadzieję, że ten był ostatnim. Przynajmniej na jakiś czas. Trudno o tak niepowtarzalną stadionową atmosferę, gdy w roli gości stanowi się połowę zgromadzonej publiki. Albo i większość. Teraz czas na Lubin!