Na oficjalnej stronie Chrobrego Głogów pojawiła się rozmowa z trenerem Ireneuszem Mamrotem, który niedawno poprowadził pomarańczowo-czarnych po raz dwusetny w ligowym meczu. W wywiadzie zapytano trenera o jubileuszowy mecz, minioną rundę, poszczególnych zawodników czy staż we włoskim Chievo Verona. Zapraszamy do lektury!
Tekst pochodzi ze strony chrobry-glogow.pl
Te Pańskie 200 meczów jakoś wybrzmiało w środowisku? Były symboliczne gratulacje?
Sporo ich było. Od kolegów-trenerów i znajomych siedzących w piłce. Nawet przed meczem w Katowicach do tego się odniesiono. Nie ma się co oszukiwać, w Polsce taki wynik nie jest rzeczą spotykaną. To coś bardzo miłego. Zapisanie się w historii zostanie już na całe życie i tego nie da się zamienić na żadne pieniądze. Nie powiedziałem jednak jeszcze ostatniego słowa.
Kibicujący Chrobremu, choć czasami dochodzi do pańskich dyskusji z nimi, życzą przynajmniej kolejnych stu. Będzie ciężko?
To może najpierw o tych dyskusjach. Często jest tak, że nie zawsze kibic uważnie obserwuje mecz. Najczęściej dotyczy to zmian i za przykład podam zejście Mateusza Machaja w meczu ze Stomilem Olsztyn. Zawodnik zgłasza zmianę, a kibic tego nie widzi. Nie jestem ślepy, by ściągać zawodnika będącego jednym z najlepszych na boisku. Kiedyś ktoś powiedział mądre zdanie. Na stadionie jest dwóch idiotów. To ci dwaj trenerzy prowadzący swoje zespoły. Wszyscy poza nimi wiedzą lepiej. To powiedziane trochę z humorem, ale dużo w tym prawdy. Mateusz od iluś lat rozegrał największą ilość spotkań. Jego organizm musiał się na to przestawić, więc w końcówce rundy prosił o zmianę, bo mocno to odczuł.
Teraz druga część pytania. Krótko. Gdyby w momencie, w którym przychodziłem do Chrobrego, ktoś powiedział, że spędzę tu sześć lat, nigdy bym w to nie uwierzył. Trudno przewidzieć, co dalej się wydarzy.
Na przykład może nastąpić zmęczenie sobą.
Każdy chce grać o jak najwyższe cele. Nam jest coraz trudniej o nie realizować, bo nasze mecze pokazuje telewizja i między innymi przez to zabierają nam najlepszych chłopaków. Żeby to dobrze funkcjonowało, w klubie musiałyby znaleźć się dodatkowe środki na skauting. Tak, aby odejście zawodnika wiązało się z przygotowaną niemal od razu osobą na jego miejsce. U nas jeszcze tak nie ma. Nie ma więc mowy o wypaleniu, tylko – jak wspomniałem – chciałbym zagrać o coś więcej. Pięć lat gry zespołu tylko po to, aby spokojnie w tej lidze być, nie jest czymś, co bym chciał. Ani ja ani klub. Życzyłbym sobie, aby Chrobry zrobił kolejny krok do przodu i przy paru zmianach oraz dodatkowych środkach finansowych – nie wiadomo jak dużych – może to zrobić. Boję się jednej rzeczy i mówiłem o tym podczas rozmowy z dyrektorem. Coroczna rozbiórka i transfery na szybko, nie każdy z nich przygotowany, w końcu skończy się tym, że tej ligi nie utrzymamy. Już teraz było na początku bardzo ciężko, bo myślę, że wielu po czterech kolejkach widziało nas w drugiej lidze. Zawodnicy zaczną traktować Chrobrego z góry, przychodząc tu tylko po to, aby się wypromować i odejść. Musimy coś z tym zrobić. Aby przychodzili tu, utożsamiali się z zespołem, klubem, mieli z nim cel i chęć wspólnego osiągnięcia czegoś.
Widząc pierwszy mecz ze Stomilem i może jeszcze ten drugi z GKS-em Katowice, chciałoby się 12 miejsce na koniec. Patrząc jednak na rewanżowe spotkania, 12 to chyba za mało.
Zgadzam się z tym, jak to wszystko wyglądało po czterech kolejkach. Co innego patrząc na końcówkę, gdy graliśmy z czołówką. Zwycięstwo z Sosnowcem to raz, a z Chojniczanką i GKS-em Katowice – patrząc na samą grę – nie powinniśmy przegrać. To mimo wszystko – mimo zajmowanego miejsca – jest optymistyczne, bo widać potencjał. Przed dwoma laty jako beniaminek mieliśmy tylko punkt więcej. Teraz sytuacja jest jednak dużo lepsza, bo zespół dojrzewa i uważam, że wiosną pogra jeszcze lepiej. Zresztą, powiedział o tym trener Brzęczek, choć nikt go o to nie zapytał. Mamy świadomość, że w lidze cenią naszą grę, choć zdaję sobie sprawę z tego, że takiej ilości błędów indywidualnych, jak podczas tej jednej tylko rundy, nie przeżyłem nigdy wcześniej. W żadnej drużynie. Myślę, że gdyby zrobić top 5 najbardziej kuriozalnych bramek, to chyba ze trzy byłyby nasze. Powinniśmy mieć zdecydowanie więcej punktów. Każdy liczy sobie te, które stracił. Szczęśliwych zwycięstw nie mieliśmy. Ktoś powie, że z Sandecją, bo po golach w 90 minucie, ale ja powiem, że z przekroju całego meczu byliśmy lepsi. A patrząc z innej strony, jest duży niedosyt po tych spotkaniach, w których te punkty nam pouciekały. Ostatni przykład to Katowice. Przecież nawet punkt wywieziony stamtąd byłby dobry. Sumując: jest niedosyt, nawet duży, ale przed wiosną jestem optymistą.
To była najtrudniejsza pańska runda w Chrobrym?
Dwa lata temu, po awansie, zespół miał dużą stabilność. Dwóch, trzech zawodników nie radziło sobie w pierwszej lidze, a nie mieliśmy wielu wzmocnień, lecz była stabilizacja w przypadku składu. W przypadku obecnej drużyny niewiadoma była większa. Za dużo zmian. Te trzeba podzielić na dwie części. Takie, gdy klub sam rezygnuje z zawodników i w ich miejsce ściąga lepszych. I drugie, jak było u nas przed kilkoma miesiącami, gdy odchodzi czterech ludzi z podstawowego składu, a piąty nie gra początkowo z powodu kontuzji.
Każdy znał sytuację, ale można było zwątpić, gdy po czterech kolejkach był tylko punkt i zero strzelonych goli.
Dla mnie przełomowy był mecz z Podbeskidziem. Straciliśmy dwie bramki i przegraliśmy, ale po tym przejęliśmy inicjatywę, mieliśmy sporą przewagę i wiele sytuacji. To dało mi sygnał, że coś w tym zespole się zazębiło. Od wtedy patrzyłem na całość z optymizmem, czekając tylko na zwycięstwo. Ono przyszło w Puławach. 4:3. Dramatyczne okoliczności. Taka wygrana powoduje więcej, niż wysokie zwycięstwo. Cementuje zespół i wprowadza atmosferę.
Co się stało z głogowską bramką? Nie pamiętam, by kiedykolwiek wcześniej aż tak bardzo rotował pan bramkarzami.
To trudne pytanie, na które jeszcze trudniej odpowiedzieć. Analizujemy to i mamy swoje przemyślenia. Nie będę ukrywał: potrzeba wzmocnienia na tę pozycję. Nie mówię, że ktoś przyjdzie i ma od razu bronić, bo to osiąga się pracą, a nie za darmo, ale należy zwiększyć rywalizację na tej pozycji.
Często podkreślało się, że jakaś bramka została głupio stracona. Z tym da się coś zrobić samymi treningami?
Część można treningami. Na przykład poprawić koncentrację. Ale w niektórych przypadkach muszą być zmiany. Najbliższy okres wyobrażam sobie w ten sposób, że odchodzi być może czterech, pięciu, w miejsce których chciałbym pozyskać dwóch, trzech. Oczywiście nie zakładam tutaj odejścia tych grających. To priorytet, aby zostali i mam nadzieję, że to się uda, choć jest zainteresowanie Mateuszem Machajem. Teraz było najwięcej od trzech lat treningów taktycznych obejmujących formację obronną. Z Bytovią czy Chojniczanką traciliśmy po trzy gole, a tak naprawdę to były jedyne okazje dla rywali. Wszystko wykorzystywali. Podobnie w Katowicach, mieliśmy więcej sytuacji, zdobyliśmy bramkę, a GKS dwie. Część chcemy zmienić pracą, lecz runda pokazała, że muszą być też personalne zmiany.
Niezłe statystyki ma Paweł Wojciechowski, bo cztery bramki i siedem asyst. Czy więc można mu wypominać, że iluś tam setek nie wykorzystał?
Paweł pracuje na całym boisku, stąd ma sporo sytuacji. Daje nam dużo nie tylko bliżej bramki, ale też w polu. Sporo porusza się bez piłki, potrafi grać między strefami… To inteligentny boiskowo zawodnik. Wiadomo, przy tylu okazjach powinien mieć z osiem bramek. On miałby wtedy satysfakcję, a my więcej punktów, lecz – jak powiedziałem – pod względem pracy na boisku jesteśmy z niego zadowoleni.
Co z Damianem Kowalczykiem, który tak strzelał w sparingach, a nagle jakby pozostał w cieniu?
W treningach wyglądał dobrze, ale w meczach nie miał już dobrych statystyk. Dlatego później zdecydowaliśmy się na zmianę. Miałem przykład, gdy w dwóch, trzech meczach zdjąłem z boiska Pawła i od tamtego momentu drużyna funkcjonowała inaczej, gorzej.
Tak jest zawsze. Gdybyśmy cofnęli się o rok, ktoś mógłby powiedzieć, że to Paweł za mało gra. A wtedy był Maciek Górski. Gdy jedna osoba jest w dobrej dyspozycji, to druga na tym traci. Damian to fajny zawodnik do prowadzenia, ciężko pracujący na treningach i w jego przypadku należy znaleźć jakieś rozwiązanie, bo szkoda, aby taki chłopak nie grał.
Za to odbudował się przy Panu na nowo Mateusza Machaj. Zresztą, po raz drugi.
Cieszę się, bo wyniki poniedziałkowych badań wydolnościowych, takie wstępne, potwierdziły, że Mateusz miał bardzo dobry okres pięć lat temu będąc w Głogowie i teraz jest to zbliżone. Odbudował się pod każdym względem. Z trzeciej ligi odchodził jako najlepszy strzelec, dziś znów ma najwięcej bramek, i to dwa poziomy wyżej. To taki zawodnik, który powinien grać wyżej, niż pierwsza liga. Nie wiem czy ta runda nie jest jedną z jego najlepszych.
Powinien iść wyżej? Ostatnie przykłady mówią co innego, Byrtek, Górski…
Ma 27 lat, wchodzi w najlepszy wiek dla piłkarza i czas już go goni, aby zrobić coś na miarę jego możliwości. Jeśli jednak sytuacja się powtórzy, że ktoś znów za bardzo na niego nie będzie chciał postawić, to lepiej żeby został w Głogowie i nam pomógł. To jego wybór. Co do porównań… Mateusz ma już blisko sto meczów w ekstraklasie, a Damian i Maciek jedynie epizody. Zależy jak ktoś traktuje pozyskanie tych zawodników. Jeśli daje sygnał, że jak do rywalizacji, to muszą się zastanowić. Ja, sprowadzając zawodnika, mam jakiś określony profil i zdaję sobie sprawę z tego, czy jest wzmocnieniem czy uzupełnieniem. Musiałoby mocniej wybrzmieć, że ta druga strona chce bardziej postawić na Mateusza. Zawsze trzeba zawodnikowi na dzień dobry powiedzieć czego się od niego oczekuje i jakie ma się w stosunku do niego wymagania. Wtedy sprawa jest prosta. Decyzja, jak wspomniałem, należy do niego. Tym bardziej, że jest już doświadczony.
Karola Danielaka chyba jeszcze nie do końca. Miał super momenty, ale też błąd w Grudziądzu, raz nie było go nawet w kadrze.
Nie zapominajmy, że Karol był po dłuższym okresie bez gry i przyszedł do nas po kontuzji. Nawet wyniki badań wskazują na to, że musi trochę więcej teraz popracować. Ostatni mecz w Katowicach był już naprawdę dobry w jego wykonaniu i jestem przekonany, że wiosną – jeśli przepracuje okres przygotowawczy i pogra w sparingach, bez kontuzji – będzie w bardzo dobrej formie.
Kolejnym do odbudowania jest Konrad Kaczmarek. Niedługo przylgnie do pana taka łatka „budowniczego”, bo tych powrotów jest ostatnio sporo.
Może trochę o nim. Wiadomo, w jakich okolicznościach odchodził z Chrobrego, ale to jednak ktoś z Głogowa. Kierowałem się tylko tym, na ile przyda się zespołowi. O ile już Karol przychodził do nas późno, o tyle Konrad bardzo, bardzo późno. Niewiele mogliśmy z nim zrobić. Pierwsze wejście miał fajne, bo był świeższy. Po tym fizycznie już tak dobrze nie było, ale mamy wobec niego określone plany. Wiosną konkretnie postawimy na jedną pozycję, na której będzie rywalizował. Do tej pory wchodził na taką, na jaką była akurat potrzeba. Teraz to się zmieni i – podobnie jak w przypadku Karola – po przepracowanym okresie mocno nam pomoże. Tym bardziej, że to taki typ, który głowę wkłada tam, gdzie inni z nogą się nie zapędzają. Teraz dłużej związał się z Chrobrym. Myślę, że sam wyciągnął wnioski z przeszłości. A co do tego budowniczego to zarzut?
Nie.
To nie jest pierwsza taka opinia. Ludzie mnie pytają dlaczego daję komuś kolejną szansę, skoro odchodzili albo coś tam było na rzeczy. Odpowiadam, że daję, bo widzę w nich wartościowych piłkarzy. Wcześniej mnie nie zawodzili, więc dlaczego nie spróbować jeszcze raz?
Jak to z tymi powrotami jest? Sami dzwonią i pytają o możliwość gry czy pan śledzi i losy i jak widzi, że komuś nie idzie, to wciąga do siebie?
Jasne, że interesuję się każdym, z którym pracowałem. Śledzę ich losy i im kibicuję. Nie chcę, żeby to źle zabrzmiało albo że oni wypadli na tym gorzej, ale spośród tych wracających zadzwoniłem właściwie tylko do Mateusza Machaja. Przekonywałem go, ale nie trwało to długo, mimo że miał dwie inne propozycje. Inni sami dzwonili. Oni znali realia klubu, a niekiedy ciężko o lepszego zawodnika za podobne pieniądze. Znali też mnie, choć mam wrażenie, że pamiętali mnie nieco innego. Odkąd jestem trenerem w Chrobrym, sporo się zmieniłem. Pewne rzeczy były dla nich może nie szokiem, jednak musieli się przestawić. Nie mówię, że kiedyś takim trenerem nie byłem, lecz teraz jestem dużo bardziej wymagający i egzekwujący pewne rzeczy.
Skąd zmiana?
Kiedyś, sześć lat temu, potrafiłem kilka razy przymknąć na coś oko i w kilku przypadkach było to wykorzystywane. Dziś można raz. Drugiego już nie ma. Trzeba mieć dobre serce, lecz trzeba być też wymagającym. Zawodnicy muszą wyciągać wnioski ze swojej pracy i ja tak samo. Nie mogę być takim trenerem, jak na początku. Muszę iść do przodu i pracować nad swoimi mankamentami.
A wracających do tych telefonów „starych” zawodników. Teraz też ktoś może zadzwonić?
Jest coś na rzeczy.
Jakie są szanse, że w zespole pozostaną ci, na których panu zależy?
Duże, bo mają kontrakty. Są co prawda sumy odstępnego, ale też dużo wyższe, niż w przypadku Łukasza Bogusławskiego bądź Damiana Byrtka. W pierwszej lidze nie każdy klub byłby w stanie zapłacić. Liczę, że z podstawowej jedenastki nikt, ewentualnie poza Mateuszem, nie odejdzie. Co prawda Korona Kielce zastrzegła sobie możliwość skrócenia wypożyczenia Bartka Kwietnia, więc jest jakaś niewiadoma. Myślę jednak, że Bartek dobrze się tu czuje i widać u niego spory postęp. Najlepiej dla niego, gdyby został, bo najlepsze jeszcze przed nim. Nie chciałbym się rozczarować, lecz nie nastawiam się na poważne odejścia.
Kim zespół powinien się wzmocnić? Na razie wybrzmiało, że bramkarzem.
Jeszcze zawodnik do obrony, ale teraz nie powiem na jaką konkretnie pozycję. Obrońca i bramkarz to priorytety. Trzecia opcja też wchodzi w grę, być może młodzieżowiec, lecz w tym przypadku już nie będzie presji.
Liczy się pan z tym, że nadal będzie trudno i pierwsze nazwiska z notesu będą wykreślane?
Tak częściowo było latem. Niektóre pierwsze pozycje odpadały. Teraz jesteśmy nieco mądrzejsi. Latem wszystko było robione szybko. Czasami trzeba było ocenić zawodnika w 45 minut. Teraz jest po rundzie, mamy pełen obraz drużyny i wiemy, gdzie potrzebne są wzmocnienia. Chciałbym, aby przyszło mniej ludzi, ale żeby to były realne wzmocnienia. Staram się mocno nad tym popracować i być konsekwentnym, aby rzeczywiście tak się stało.
Ponoć wyjeżdża pan łapać trochę wiedzy do Włoch?
Do Chievo Verona. Zawsze powtarzałem, że chciałbym odbyć jakiś staż po skończeniu szkoły. Rok temu nie dało rady, bo była intensywna praca w klubie i 600-kilometrowe wyjazdy do szkoły. Wtedy zdecydowałem się spędzić święta z rodziną. Teraz czasu jest nieco więcej, udało się coś załatwić, więc korzystam. Większość wybiera kierunek niemiecki lub holenderski, ale wiadomo jak jest we Włoszech, jak Włosi traktują piłkę i jaki tam jest poziom taktyczny. Dla nas grudzień to największa możliwość na taki staż czy nawet zwykłe czytanie książek. W trakcie sezonu udaje się może tylko w klubowym autokarze podczas podróży na mecz. Cieszę się na ten wyjazd. Postanowiłem sobie jeździć na takie staże co roku. I choć nie uda się zawsze, to jednak jakoś idzie. Dwa lata temu byłem w Twente Enschede, teraz Chievo, więc jest nieźle.
Seria A to dlatego, że mamy tak dużo straconych goli?
(śmiech) Włosi to absolutna czołówka jeśli chodzi o grę defensywną i pewnie coś tam zobaczę, ale tym się nie kierowałem. Najważniejsze są kwestie taktyczne. Sami zawodnicy opowiadają, że nigdzie nie mieli tak dużo taktycznych zajęć, jak właśnie tam.
Szóste miejsce w 1 lidze, ukończenie szkoły, staż, tytuł trenera 70-lecia w Chrobrym… Sportowo chyba dobry rok?
Z jednej strony tak, ale z drugiej wciąż towarzyszy mi niedosyt. Często wracam myślami do zimy, kiedy wyrwano nam dwa zęby trzonowe. Straciliśmy dwóch stoperów. Do dziś się zastanawiam, czy gdyby nie to, nie włączylibyśmy się do walki o ekstraklasę.
#1 karol79, 03.12.2016, godz.14:29 Edytuj
#2 alicja, 02.12.2016, godz.13:18 Edytuj
#3 kapitan B., 02.12.2016, godz.13:13 Edytuj
#4 ANFIELD, 02.12.2016, godz.11:26 Edytuj
#5 Kocur, 02.12.2016, godz.09:35 Edytuj
#6 Max, 02.12.2016, godz.07:25 Edytuj
#7 Kibic ChG, 02.12.2016, godz.00:04 Edytuj