Ponura jesień, optymistyczna wiosna

To, co jeszcze jakiś czas temu wydawało się nierealne, a przynajmniej niezwykle trudne do osiągnięcia, urzeczywistniło się. Zostajemy w III lidze, choć łatwo, ani wesoło nie było. To niewątpliwy sukces, jeśli brać pod uwagę końcowe miesiące ostatniego roku. Sukces nowego zarządu, który na okres kilku najbliższych lat własnej pracy postawił sobie kilka celów. Pierwszy, priorytetowy się ziścił. Był niezwykle istotny choćby pod względem tego, że stwarza możliwość dalszego działania dla dobra tego klubu. Miejmy nadzieję, że teraz już będzie tylko lepiej.

Gdzie teraz jesteście?

Okres wielkich zmian w klubie przyciągnął masę krytykantów szukających dziury w całym. Nawet tam, gdzie jej nie ma. Teraz, po kilku miesiącach ta niejednokrotnie bezpodstawna krytyka stała się nie tyle żałosna, co śmieszna. Pewnie w Głogowie dalej jest grono osób, którym miejscowa piłka nożna na III-ligowym poziomie zawadza, ale to już problem tych jednostek. My się pytamy – gdzie jesteście teraz? Wstyd nie pozwala przyznać się do oczywistych błędów? Cóż, wygląda na to, że jak ktoś takim się urodzi, to i takim już do końca pozostanie.

Sezon 2006/2007

Wiosna a jesień w wykonaniu głogowskich piłkarzy to taka różnica, jak między niebem a ziemią. Niech najlepiej obrazuje to fakt, że po I rundzie, podczas której rozegraliśmy 17 spotkań, „pomarańczowo-czarni” z dorobkiem 14 punktów uplasowali się na 13. pozycji w tabeli. Z kolei 13 meczów rewanżowych rundy wiosennej pozwoliło zgromadzić 20 „oczek” i stać się jedną z czołowych ekip tej części sezonu – dokładnie 6. lokata, strata do lidera wynosi co prawda 13 punktów, ale już do drugiej Lechii tylko 6. Jako że rundę jesienną już się zajmowaliśmy, a zapewne nikt nie chciałby do niej choćby myślami wracać, podsumujemy tylko wiosenne dokonania Chrobrego Głogów – niewątpliwe atuty i minusy naszej drużyny. Jak to dobrze napisać, że tych pierwszych było więcej.

”Mandziej”

Szczerze, jego dokonaniom w okresie przygotowawczym towarzyszyły mieszane uczucia. Chyba niewielu z optymizmem patrzyło wówczas na zbliżającą się wielkimi krokami rundę. Czas uciekał, kolejni dotychczas tworzący trzon zespołu zawodnicy odchodzili, a w drugą stronę praktycznie zerowy ruch. Do tego sparingi i przykładowo takie „kwiatki”, jak ten z rezerwami Zagłębia w Lubinie (1:4). Zaryzykował. Postawił na młodzież. Gdy zadanie utrudniały mu liczne kontuzje, kombinował jak tylko mógł. Niektóre mecze rozgrywane były w tak eksperymentalnym, a zarazem ekstremalnym składzie, jak nigdy dotąd. Mimo wszystko – podołał. Osiągnął to, czego od niego wszyscy oczekiwali, a jednocześnie to, co zapewniał, że zrobi. Przypomnijmy, przecież jego poprzednik nie był w stanie zagwarantować utrzymania w Głogowie III ligi.

Dali radę

Pod względem straconych wiosną bramek, nasza pozycja w tabeli to także górne jej rejony. Oczywiście, i tutaj zdarzały się błędy, ale biorąc pod uwagę całość – były to jedynie wypadki przy pracy. Trzeba też wziąć pod uwagę olbrzymie kłopoty kadrowe. Przez większą część rundy z powodu kontuzji nie oglądaliśmy ani czołowego Smolina, ani wspomnianego już Zygiera. Później do przymusowego odpoczynku zmuszony został Puchalski, a pojedyncze przypadki eliminowały kolejnych. Biorąc pod uwagę odejście przed rozgrywkami Błuaciaka i Murata, momentami to w zasadzie nie mieliśmy kim grać w defensywnej formacji. Mimo porażających wręcz problemów, zastępcy nominalnych obrońców, dla których gra tuż przed Cuperem nie była czymś powszechnie znanym, spisali się dobrze, co najmniej dobrze. Wiele drużyn nie było w stanie za wiele ugrać pod naszym polem karnym. Choć po uprzednio zdobytej bramce nasi zawodnicy zazwyczaj cofali się do tyłu, właśnie tam oczekując na rywala, i chociaż to prowokowało olbrzymie nerwy po stronie kibiców, najczęściej taki styl gry przynosił skutek (wyjątkiem jest choćby potyczka z Dozametem). Nawet jeśli zdarzyło się tak, że ta formacją „pękła”, wcale nie oznaczało to pewnej dla przeciwnika bramki. Trzeba przecież jeszcze pokonać Cupera, a to nie jest rzeczą łatwą. Nasz golkiper systematycznie potwierdzał swoją niesłabnącą od wielu lat dyspozycję, a postawą na boisku tylko podkreśla wizerunek własnej osoby, jako prawdziwej ikony MZKS-u. Z czasem pewnie odejdzie, a następców nie widać…

Walka, walka, i jeszcze raz walka

To się musiało podobać. „Fajerwerków” w wykonaniu głogowskich piłkarzy na boisku nie było, ale nie można im odmówić ani walki, ani ambicji, ani zaangażowania w to, co robią. Częściej chciałoby się oglądać zawody, w których widać sporą determinację w dopięciu swego, bramki, po których żywiołowo okazuje się radość, i pomeczowe tańce całego zespołu na środku murawy. Zwłaszcza te dwie ostatnie kwestie zdają się idealnie obrazować fakt, jakim jest poprawa atmosfery w drużynie.

Skuteczność = 200%

No właśnie, skuteczność… A w zasadzie jej brak. Problem w przekroju całego sezonu, bo przecież już podczas rundy jesiennej naszych napastników wyręczał defensywnie nastawiony Błuaciak. Najdotkliwiej jednak dał się we znaki teraz. Akurat teraz, gdy tych bramek najbardziej potrzebowaliśmy. Jeśli by tak zliczyć wszystkie 100-procentowe sytuacje naszych zawodników, wyszłoby na to, że przynajmniej dwójka z nich powinna stać się najlepszymi strzelcami w lidze. Zamiast tego oglądaliśmy festiwal nieporadności w polu karnym przeciwnika. Najbardziej zaskoczyła postawa Druciaka, który w lidze zaledwie raz był w stanie pokonać bramkarza rywali.

Łyki statystyki

A więc sezon 2006/2007 przeszedł do historii. Po raz ostatni obracamy się do tyłu, prezentując szereg statystyk – tych pod względem sportowym, jak i kibicowskim. Po raz ostatni, bo powoli można zacząć myśleć o przyszłości. Do kolejnych rozgrywek pozostały raptem niecałe 2 miesiące. To mało, ale miejmy nadzieję, że wydarzy się na tyle dużo, że pozwoli to bywać na meczach Chrobrego z uniesioną głową.